wtorek, 23 lipca 2013

Chapter 6: Toy

Justin’s POV
Obudziłem się czując dym papierosowy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem siedzącą na krześle w rogu blondynkę. Co prawda nie paliła w tej chwili, ale zapach wskazywał na to, że niedawno skończyła to robić. Patrzyła na mnie z niewzruszonym wyrazem twarzy. Nie zmieniła go nawet kiedy na nią spojrzałem. Podniosłem się do pozycji siedzącej i chwilę na nią patrzyłem.
- Czemu tu jesteś? – spytałem.
Nawet się nie poruszyła. To nie była reakcja, której oczekiwałem, ale w sumie się nie zdziwiłem. Miałem już tego powoli dość.
- Teraz masz zamiar się do mnie nie odzywać, tak? – czułem jak ciśnienie mi się podnosi.
Podniosła się powoli, ze stoickim spokojem. Już myślałem, że do mnie podejdzie, ale nic takiego nie miało miejsca. Olała mnie ponownie i wyszła bez słowa. Nie byłem pewien czy dam radę, ale musiałem za nią iść. Nawet nie wiedziałem czy powinienem być wdzięczny, że mi pomogła, czy raczej wściekły, bo to przez nią, a teraz na dodatek mnie ignoruje. Zanim zdążyłem wstać, zauważyłem że coś opadło na podłogę. Podniosłem starannie złożoną kartkę. Nie wiem dlaczego tak pomyślałem, ale od razu przyszło mi na myśl, że nawet taki o to zwykły kawałek papieru, tak doskonale pasuje do całego wnętrza. Tak, to była rezydencja. I wcale bym się nie zdziwił gdyby Sherean była kolejną snobką obnoszącą się z wyższością do innych. Bo przecież widziałem jej zachowanie w stosunku do chłopaków. Jednak coś mi mówiło, że ono nie miało nic wspólnego z jej pieniędzmi.
Otworzyłem kartkę, a na niej ujrzałem starannie wypisane parę słów zwróconych do mnie.
Jak będziesz gotowy to idź do domu. Samochód stoi przed domem. Zjedz coś przed wyjściem. Postaraj się niczego nie zepsuć.
Sherean
Wcześniej, gdy pisaliśmy była milsza. Teraz miałem wrażenie, że te kilka lakonicznych zdań są niezwykle oschłe. Z którąkolwiek dziewczyną bym nie rozmawiał, zawsze kończyła swoją wypowiedź miły akcentem, buziakiem, uśmiechem, ale nie ona. Ona musiała być inna. Intrygująca. Tak intrygująco inna.
Sherean’s POV
Miałam już tego serdecznie dość. Nie tego, że moje niezwykle burzliwe życie towarzyskie jest jeszcze bardziej skomplikowane. Nie tego, że w moim domu jest Justin, którego pobito z mojego powodu i nie tego, że Jake zostaje przy swoim. Mam dość siebie, tej siebie którą sama stworzyłam. Myślałam, że tak będzie lepiej, ale się myliłam. Teraz już nie mogłam się zmienić. Nie wiem czy to dlatego, że zwyczajnie nie chciałam, czy może dlatego, że było mi głupio. No sami pomyślcie. Tak nagle, TA Sherean Collins powraca do swojej słodkiej wersji. To na pewno nie wzbudzi podejrzeń #sarcasm
Po 5 minutach mojej jazdy byłam pod budynkiem siedziby The Host. Był on dość spory, bo obecnie to właśnie w nim mieszkali chłopcy. Nie mieszkałam razem z nimi z kilku powodów. Raz – miałam swój ogromny dom, który zajmowałam z kilko osobistych powodów. Dwa – nie wiem czy wytrzymałabym z tą całą zgrają sama.
Kiedy weszłam do salonu, zapadła grobowa cisza. Żadna osoba z obecnych tutaj nie lubiła, gdy byłam ‘nie w humorze’, a dziś mój humor był popsuty od rana. No w sumie od wczorajszego wieczoru, ale to szczegół, na jedno wyjdzie. Stanęłam z założonymi rękoma i patrzyłam na każdego z osobna.
- Czekam – oznajmiłam surowym tonem.
W tym momencie cała banda spojrzała się na mnie jakby mi z tyłka krzak wyrósł. Ugh
- W tej chwili macie mi wyjaśnić co się stało wczorajszego wieczoru – zażądałam.
- Nie rozumiesz… - Eddy jak zwykle chciał podratować sytuację.
Za to go głównie cenię. Zawsze potrafi wziąć na klatę całe to gówno, w które cala reszta potrafi się wpakować. A to jest niestety bardzo częste.
- Chcemy twojego dobra – zdecydował się kontynuować.
Miałam dość kłótni także się nie odzywałam.
- Wiemy jak zachowuje się Bieber, przy nim poprzednia Sherean nigdy nie wróci… - znów ten temat, aż musiałam skomentować.
- A co jeśli ja nie chcę żeby stara Sherean wróciła?
- Zrozum, chcemy dobrze – zdążył to powiedzieć, do pokoju zawitał Jake.
- On też chciał zrobić dobrze. Ale chyba nie dla mnie – wrzasnęłam wskazując na nowoprzybyłego.
Nie miałam pojęcia co miał reprezentować jego wyraz twarzy. To jakaś wybuchowa mieszanka złości, żalu, przygnębienia, zawodu… jakby żałował mojej reakcji, ale nie tego co zrobił.
- Bieber musi zniknąć. Jeśli ty się do tego nie przyczynisz, to my to zrobimy, ale już więcej go nie zobaczysz. Nikt go nie zobaczy – olał moją wypowiedź, ale to jego słowa wkurzyły mnie bardziej.
Chwyciłam swoją torebkę i zatrzymała się przy samym wyjściu. Wszystkie pary oczu były zwrócone w moją stronę.
- Nie.
To było takie głośne, nie znoszące sprzeciwu ‘nie’.
Nie mogłam pozwolić, by znowu zrobili krzywdę Justinowi, wystarczy. Z drugiej strony modliłam się, by go już u mnie nie było. Miałam już dość chłopaków jak na… miałam dość chłopaków.
Justin’s  POV
Dochodziła 3 p. m., trochę się nudziłem. Nie wiem dlaczego jeszcze nie wyemigrowałem do swojego mieszkania, ale coś mnie tu trzymało, nie chciałem iść. Chciałem porozmawiać z Sherean. Mimo wszystko. Siedziałem w salonie na kanapie i skakałem po kanałach. Pingwiny z Madagaskary, Ekipa z New Jersey, Castle, Zemsta… nic nie ma. Pomijam to, że znam jedynie połowę z tego i już po tytule stwierdzam, że to chała, ale serio… brzmi beznadziejnie.
Nagle usłyszałem hałas. Wyłączyłem telewizor, i tak bym nie oglądał. Nasłuchiwałem dalej. Usłyszałem kluczyki przekręcające się w zamku. Sher. Podszedłem do drzwi. Moment. A jeśli znowu będzie to samo? Jeśli będzie chciała mnie wyrzucić, w ogóle mnie nie słuchając? Może lepiej się przenieść do kuchni. Tak też zrobiłem. Słuchałem co będzie dalej. Jakieś ciężkie buty miały styczność z podłogą w hallu. Zmarszczyłem brwi. To nie mogła być ona.
Po chwili usłyszałem stukot obcasów. To już może być ona, ale kto jeszcze przyszedł.
- Daj to – usłyszałem męski głos.
Posiadacz owego głosu pojawił się z wielką walizką w drzwiach kuchni.
Stanął w miejscu, odstawiając bagaż i przyglądał mi się uważnie.
- Kochanie co się dzieje? – u jego boku stanęła drobna brunetka z burzą kręconych włosów.
- Oh… - dodała po chwili.
Mężczyzna delikatnie się uśmiechnął. Miał takie same oczy jak Sherean.
- Myślę, że nasza Sher ma nową zabawkę – patrzyłem na niego w osłupieniu.
Szczerze mówiąc trochę mnie niepokoiło jego spojrzenie. Zdecydowanie nie należało do najmilszych. Mimo wszystko na samo słowo ‘zabawka’ dłonie uformowały mi się w pięści.


--------------------------------------------------------------
I jak? Jak myślicie: jak zareaguje Justin?
Obiecałam, że dziś dodam i dodaję.
Wcześnie, bo zaraz wychodzę i wolną chwilę będę miała dopiero wieczorem.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Reguła cały czas ta sama.
Kocham Was
Candice xx.

8 komentarzy:

  1. Kocham to!!!!!!!!!!! ♥ Aż mi trochę słów odebrało. Boski rozdział jak zawsze ale po twoim talencie to się nie dziwie ;*** /JAS♥xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma Jassy moments, ale dobrze. Podkręcasz atmosferę. Ciekawe, kto to jest. / @Olliiwia

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu Justin jest zly....myslalam ze tu bedzie cos innego tzn nie spodziewalam sie takiego obrotu spraw ale jest okej ;) czekam na kolejny mam nadzieje ze dodasz szybko i widzimy sie dzisiaj <3 xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże to opowiadanie jest świetne *.* Kocham je! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu WOW.
    Możesz mnie informować? :)
    @soodrew

    OdpowiedzUsuń