piątek, 19 lipca 2013

Chapter 5: Wait

specjalnie dla @Olliiwia, jakby nie ona, to rozdział pojawił by się jutro
Buźki xx.
Sherean’s POV
- Gdzie idziesz? Wracasz do domu? Podwieźć cię? – obrzucił mnie mnóstwem pytań na raz, a ja byłam dość zdezorientowana przez to co działo się za plecami Eddy’iego.
- Nie, dam radę. Muszę już iść – powiedziałam dopiero po chwili nie spuszczając oczu z bójki, która miała miejsce jedynie paręnaście metrów od nas.
- Posłuchaj Sher… - zagrodził mi drogę.
Chwila… Ten dupek doskonale wiedział co się dzieje. Miałam złe przeczucia.
- Co wy kurwa robicie?! – warknęłam i odtrąciłam go do siebie.
Podbiegłam do chłopaków jak najszybciej mogłam.
Wprost nie wierzyłam w to co zobaczyłam. Niewiele myśląc rzuciłam się na Jake’a i Jacka. Siły może nie miałam tyle co oni, ale no proszę was… mam starszego brata. Musiałam sobie w dzieciństwie jakoś radzić. Podeszłam swoim sposobem najpierw Jake’a i skutecznie odciągnęłam go od, jak się okazało, Justina. Z Jackiem było już łatwiej.
- Co ty wyprawiasz?! Pogrzało cię już do końca?! – najechałam na niego.
Uśmiechnął się, a ja mogłam już podziwiać jak z jego rozciętej wargi płynie krew. Skrzyżowałam ręce na piersiach nie zwracając na razie większej uwagi na leżącego koło mnie chłopaka. Kątem oka widziałam, że już powoli się zbiera.
- Nareszcie się pojawiłaś – zaśmiał się bezczelnie, a we mnie zawrzało. – Może powinienem częściej bić Biebera.
- Jesteś niemożliwy – nie byłam przyzwyczajona do ‘takiego’ Jake’a.
Zawsze to on właśnie był tym dobrym, idącym na kompromis. Nie znam go od wczoraj. Teraz byłam w szoku. Ten poszarpany, posiniaczony i z rozciętą wargą chłopak nie mógł być Jake’iem. To on jedyny nadal wierzy w moją przemianę, to on właśnie chce wydobyć ze mnie starą, słodką Sherean, a teraz co? Bije chłopaka, z którym przyszłam. No okay, można się wkurzyć, ale on mnie przecież zna!
Patrzył na mnie z głupawym uśmieszkiem. Dało się zauważyć, że procenty wzięły kontrolę.
- Zawiodłam się na tobie – mój głos był… no miły nie był, ale ja miły mam rzadko kiedy.
- Tak jak ja co dzień na tobie – byłam w szoku.
Nigdy tak do mnie nie powiedział. Może przez to, że już nie był trzeźwy nareszcie się odważył.
Nikt nie miał odwagi powiedzieć mi, że się na mnie zawiódł, więc jeszcze nie byłam na to przygotowana. W moich oczach pojawiły się łzy, ale twardo nie pozwalałam im spłynąć po policzkach. Jake zauważył co się dzieje i od razu zmienił wyraz twarzy.
- Ja… - już chciał coś powiedzieć, ale ja mu nie dałam.
- Po prostu idź. Idź już, okay? – mówiłam, a głos trochę mi się łamał.
Stałam i patrzyłam ślepo w chodnik. Chłopaki jeszcze przez chwilę wahali się czy zostać, ale w końcu odeszli. Zapadła cisza. Zapomniałam o Justinie, który leżał obok. Łzy coraz bardziej piekły mnie w oczy, więc zacisnęłam je jak najmocniej. Niestety jedna jedyna oznaka mojej słabości powoli spływała mi po policzku. Jakby chciała mi zrobić na złość i jak najdłużej utrzymywać się na mojej skórze, by pokazać całemu światu, że jestem słaba. Żeby każdy wiedział. Tak Sherean Collins płakała! Zostało w niej coś z jej dawnego ‘ja’…
Czułam się jakby ktoś chodził po ulicy z wielkim transparentem obwieszczającym to światu.
Pociągnęłam nosem.
- Hej – powiedział delikatnie. – Nie płacz – a więc wiedział.
Przez to zachciało mi się płakać jeszcze bardziej. Zawiodłam Jake’a, Eddy’ego, pewnie Briana też, ale przede wszystkim samą siebie.
Justin próbował wstać. Nagle wydał z siebie jęk i opadł z powrotem na zimny chodnik trzymając się za nogę. Od razu kucnęłam przy nim i podniosłam delikatnie jego dłoń, by zobaczyć co się stało. Miał całą opuchniętą kostkę. Skrzywiłam się na samą myśl, że to przeze mnie.
- Chodź, pomogę ci – wstałam i pomogłam mu wstać.
Aż się zdziwiłam na moją barwę głosu. Byłam tak uprzejma, że aż nie wierzyłam. To chyba jakieś zadośćuczynienie za jego krzywdy.
Kiedy już stał z moją pomocą, chwyciłam go za tors, owinęłam jego rękę wokół mojego ramienia i pomagałam mu iść. Dobrze, że pamiętałam gdzie zaparkował. Szliśmy w ciszy.
Usadowiłam go na siedzeniu pasażera.
- Gdzie jedziemy? – spytał się, kiedy to zdał sobie najwyraźniej sprawę, że raczej nie mam zamiaru go odwieźć do domu.
Hello! Nie wiem gdzie mieszka. No fakt faktem, że mógł mnie poprowadzić, ale ja musze zrobić o swojemu.
Już po chwili byliśmy pod moim domem.
Justin’s POV
Sherean pomogłam mi się dostać do jej domu. Był przerażająco wielki. Zaprowadziła mnie do jakiegoś pomieszczenia, które po zapaleniu światła okazało się być sypialnią. Pokierowała mną i już po chwili leżałem sobie wygodnie na łóżku. Bez słowa wyszła. Chciałem się spytać gdzie idzie, ale nie zdążyłem. Nie rozumiem tej dziewczyny. No dobra, pomijam fakt, że większości nie rozumiem, ale jej szczególnie. Śmiem twierdzić, że Jake ma z nią silniejsze relacje, ale o co chodzi z tą jej zmianą to nie mam pojęcia. Siedziałem w ciszy i w środku chciałem by wróciła. Nie wiedziałem co robić. Nie ruszę się z łóżka, bo zwyczajnie nie dam rady.
W tej całej, już zaczynającej mnie niepokoić ciszy, usłyszałem kroki Sher. Były coraz głośniejsze i tuż po chwili pojawiła się z jakimiś… no z czymś w rękach. Usiadła koło mnie na łóżku nadal się nie odzywając. Skupiała się na swoich czynnościach, w ogóle nie zaprzątała sobie głowy jakimikolwiek słowami. Zaczęła delikatnie przemywać mi rany. Woda utleniona trochę mnie szczypała na co syknąłem. Oczywiście zero reakcji z jej strony. Przykleiła plaster w miejsce, w którym moja ręka miała bliskie spotkanie z niezbyt równych chodnikiem i tym samym skończyła to co miała zrobić. Wysiliła się na uśmiech.
- Myślę, że jutro już będzie lepiej, ale dzisiaj zostaniesz u mnie – znów chciała odejść nie zwracając na mnie większej uwagi. #nice
- Poczekaj – nie wiem po co to powiedziałem, ale samo wyszło.
Teraz najgorsze: co dalej?
- Możesz mi wyjaśnić co się stało na festynie? – wymyśliłem coś na biegu, żeby ją tylko zatrzymać.
Przez jej twarz przebiegł grymas złości, potem widziałem już tylko smutek. Spuściła głowę. Znów cisza. Za wszelką cenę chciałem ją przerwać.
- Czemu mi nie powiedziałaś o Jake’u? Wyszedłem przez ciebie na idiotę – nagle ogarnęła mnie złość. – W co ty się bawisz?! Nie będę twoim kolejnym trofeum!
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, potem jej brązowe oczy przesłoniły łzy. Zamurowało mnie. Co ja zrobiłem…? Nie wiem czy na moje szczęście, czy też nie, ale nie powiedziała nic. Za to zacisnęła pięści i wyszła. Zgaduję, że to nie najlepiej.
Brawo Justin.

-------------------------------------------
I jak? Nie wiem czy się udał, ale ocenę pozostawiam Wam xoxo.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
to na prawdę pomaga
+ przypominam, że jest takie coś jak zakładka 'Informowani' xD
+ wszelkie pytania można zadawać najlepiej na
Twitterze: @yo_shawties
(najczęściej bywam ;))
Do następnego
Candice xx.

7 komentarzy:

  1. Justin, idioto, ty ją powinieneś przeprosić, że ją olewałeś i zapytać się skąd ich zna, a nie o to się pytać, ahhh Justin ;) Rozdział świetny jak zawsze♥ @Olliiwia xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski jest !! ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. nienawidze cie, ona nie powinna plakac tylko dac mu w pysk i odejsc ! yhh. -.- \B.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Zakochałam się w twoim blogu :*

    OdpowiedzUsuń
  5. tag, brawo Justin -.-
    zajebiste opowiadanko ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne opowiadanie *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. omg jak ja cie kocham to jest boskie xx

    OdpowiedzUsuń