Sherean’s POV
Otworzyłam
drzwi, rzuciłam torbę na stolik i stanęłam na chwilę. Z salonu było słychać
rozmowę i śmiech. Przetworzyłam informacje, byłam nie w tym świecie, więc nie
od razu uświadomiłam sobie, że chłopaki najprawdopodobniej siedzą z tym
‘nowym’. A więc czas poznać kolesia, na którego zrzuciłam brudną robotę.
Przykleiłam uśmiech do twarzy i dumnie wkroczyłam do salonu. Zatrzymałam się w
progu, automatycznie kierując wzrok na nową twarz. Początkowo byłam zaskoczona,
ale to szybko minęło i kontrolę nade mną przejęła złość. Zacisnęłam szczękę.
Chłopak wstał. Mina widocznie mu zbladła. Był bystry. Wiedział, że jego obecność nie jest mi na rękę, a mimo to tu przyszedł. Z drugiej strony to właśnie świadczyło o jego niewyobrażalnej głupocie.
- Sherean – odezwał się.
Nie bardzo wiedziałam jakim tonem. Nie obchodziło mnie to. Czułam jak moje długie paznokcie wbijają mi się w wewnętrzną część dłoni.
- Eddy – wyrzuciłam groźnie.
Jego mina wręcz krzyczała: wpadka. Przynajmniej zdawał sobie z tego sprawę. Olałam nowego i skierowałam się do kuchni. Nie musiałam sprawdzać czy Grandwill za mną idzie. Ja to wiedziałam.
Odwróciłam się na pięcie i skrzyżowałam ręce na piersiach. Nie zdążyłam dokończyć tych czynności, a Ed był już w pomieszczeniu z rękami uniesionymi w pokojowym geście.
- Co to kurwa ma być?! – wybuchłam.
- Uspokój się, a ci wszystko wyjaśnię… - nie dałam mu dokończyć.
- Nie wyraziłam się wystarczająco jasno? Moja rodzina ma być z dala od tego gówna! Mówiłam to, prawda?! – przełknął głośno ślinę, wiedziałam że w salonie nas słyszą, ale w tej chwili miałam to gdzieś. – A ty kurwa zatrudniasz mojego kuzyna. Pojebało cię?!
- To nie jego wina – odezwał się Alex, na którego obecność nie zwróciłam większej uwagi.
Spojrzałam na niego. Cofnął się, czym dał mi jasny znak, że osiągnęłam cel. Przestraszył się.
- Posłuchaj mnie – zwróciłam się do kuzyna. – Nie powinno cię tu być. Powiedziałam jasno. Moja rodzina nie będzie żyła w tym gównie. Nie pozwolę na to, zrozumiano? A teraz się pakuj i wracaj do domu – powiedziałam stanowczo i wyminęłam obu.
Chwyciłam swoją torbę, która zdobiła podłogę. Zmroziłam wzrokiem chłopaków w salonie. Zauważyłam, że nie ma tam Leny. Byłam ciekawa czy ona o wszystkim wiedziała.
Jeszcze przy drzwiach próbowali mnie zatrzymać, ale się nie ugięłam.
Ten popierdolony interes wciągnął już mnie, więc wystarczy tu Collinsów.
Nerwowo stukałam w kierownicę samochodu, kiedy znacznie przekraczałam dozwoloną prędkość na ulicach Los Angeles. W takim tempie szybko zajechałam pod mój dom. Muszę się pochwalić, że do najmniejszych nie należy. Wręcz przeciwnie, wygląda jak mini pałacyk. W sumie to dobrze, bo nikt nie podejrzewa takiej niewinnej Sherean, wywodzącej się z dobrego domu o handel narkotykami. Wjechałam przez bramę i zaparkowałam przed wejściem do domu. Nadal byłam mocno wkurzona. Już wiedziałam co będę robić. Chwyciłam telefon i wystukałam wiadomość do Leny:
Chłopak wstał. Mina widocznie mu zbladła. Był bystry. Wiedział, że jego obecność nie jest mi na rękę, a mimo to tu przyszedł. Z drugiej strony to właśnie świadczyło o jego niewyobrażalnej głupocie.
- Sherean – odezwał się.
Nie bardzo wiedziałam jakim tonem. Nie obchodziło mnie to. Czułam jak moje długie paznokcie wbijają mi się w wewnętrzną część dłoni.
- Eddy – wyrzuciłam groźnie.
Jego mina wręcz krzyczała: wpadka. Przynajmniej zdawał sobie z tego sprawę. Olałam nowego i skierowałam się do kuchni. Nie musiałam sprawdzać czy Grandwill za mną idzie. Ja to wiedziałam.
Odwróciłam się na pięcie i skrzyżowałam ręce na piersiach. Nie zdążyłam dokończyć tych czynności, a Ed był już w pomieszczeniu z rękami uniesionymi w pokojowym geście.
- Co to kurwa ma być?! – wybuchłam.
- Uspokój się, a ci wszystko wyjaśnię… - nie dałam mu dokończyć.
- Nie wyraziłam się wystarczająco jasno? Moja rodzina ma być z dala od tego gówna! Mówiłam to, prawda?! – przełknął głośno ślinę, wiedziałam że w salonie nas słyszą, ale w tej chwili miałam to gdzieś. – A ty kurwa zatrudniasz mojego kuzyna. Pojebało cię?!
- To nie jego wina – odezwał się Alex, na którego obecność nie zwróciłam większej uwagi.
Spojrzałam na niego. Cofnął się, czym dał mi jasny znak, że osiągnęłam cel. Przestraszył się.
- Posłuchaj mnie – zwróciłam się do kuzyna. – Nie powinno cię tu być. Powiedziałam jasno. Moja rodzina nie będzie żyła w tym gównie. Nie pozwolę na to, zrozumiano? A teraz się pakuj i wracaj do domu – powiedziałam stanowczo i wyminęłam obu.
Chwyciłam swoją torbę, która zdobiła podłogę. Zmroziłam wzrokiem chłopaków w salonie. Zauważyłam, że nie ma tam Leny. Byłam ciekawa czy ona o wszystkim wiedziała.
Jeszcze przy drzwiach próbowali mnie zatrzymać, ale się nie ugięłam.
Ten popierdolony interes wciągnął już mnie, więc wystarczy tu Collinsów.
Nerwowo stukałam w kierownicę samochodu, kiedy znacznie przekraczałam dozwoloną prędkość na ulicach Los Angeles. W takim tempie szybko zajechałam pod mój dom. Muszę się pochwalić, że do najmniejszych nie należy. Wręcz przeciwnie, wygląda jak mini pałacyk. W sumie to dobrze, bo nikt nie podejrzewa takiej niewinnej Sherean, wywodzącej się z dobrego domu o handel narkotykami. Wjechałam przez bramę i zaparkowałam przed wejściem do domu. Nadal byłam mocno wkurzona. Już wiedziałam co będę robić. Chwyciłam telefon i wystukałam wiadomość do Leny:
O 20 w Brees, mam sprawę.
Sherean xx.
Po chwili
przyszło mi krótkie ‘okay’. Byłam
strasznie ciekawa czy ona o wszystkim wiedziała. Jeśli tak, to po prostu
świetnie #sarkazm. Chyba do nich
jeszcze nie dotarło czemu ja to wszystko robię. A powinni się domyślić,
chyba że to skończone debile.
Chwilę po 19 już
byłam gotowa do wyjścia. Byłam wniebowzięta, że znalazłam skróty do metra i
będę mogła spokojnie się dziś upić. Jeżdżenie do klubu samochodem to jeden z
grzechów głównych w LA.
Ludzie spoglądali na mnie, ale ja już się do tego przyzwyczaiłam. Spokojnie korzystałam z metra i nie zwracałam na innych uwagi. Wiecie dlaczego? Bo miałam ich głęboko w dupie.
Jakieś 10 minut po 20 byłam przy barze i zamawiałam pierwszego drinka.
- Hej Sher, co jest? – przywitała mnie Lena jednocześnie przywołując barmana.
Powoli sączyłam napój i dopiero po chwili dałam jej jakąkolwiek odpowiedź.
- Wiedziałaś o Aleksie? – pytałam prosto z mostu, ona wiedziała, że tak mam w zwyczaju.
Mało się nie zakrztusiła tym co właśnie piła.
- Tak myślałam – skwitowałam.
Straciłam humor na upijanie się. Dokończyłam drinka i po prostu wyszłam. Słyszałam, że Lena mnie woła, ale pozwolicie, że jeszcze raz to powtórzę: mam to w dupie. Było koło 21 więc nie bardzo wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Głowa mnie bolała, bo dawno nie piłam, w sumie nie powinnam, ale robię dużo rzeczy, których nie powinnam.
Szłam ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i słuchałam jak moje obcasy uderzają o chodnik. Byłam pogrążona w rozmyślaniach. To nie tak, że nie chciałam, żeby akurat Alex był dilerem. Po prostu nie życzyłam tego nikomu, a że czuję się odpowiedzialna za moją rodzinę, a przynajmniej jej część, nie chciałam żeby miał styczność z jakimikolwiek narkotykami. Wiem do czego to prowadzi. Sama bym zrezygnowała, ale z tego nie ma wyjścia.
Dzisiejszy dzień, a właściwie jego ostatnie godziny, nie należały do najlepszych. Miałam tego dość. Marzyłam o prysznicu. Jak zazwyczaj zrobiłam to co chciałam i już niedługo ‘zmywałam’ z siebie cały ten cholerny dzień.
Wyszłam spod prysznica z tym cudownym uczuciem świeżości i położyłam się na kanapie. Mój boski telewizor właśnie nadawał Castle, więc zatraciłam się w kolejnym morderstwie. Zawsze odgadywałam co się stało razem z nimi.
Jak zwykle w najlepszym momencie musieli puścić reklamy. Przeklęte AXN, ale dzięki nim mogłam sobie popatrzyć jak jakiś zjarany murzyn, z dredami na głowie doi żyrafę, która je tęczę. Aż mi się zachciało skittles’ów. Akurat posiadałam pokaźnych rozmiarów paczuszkę, więc już po chwili mogłam się nimi delektować. Na ekran wrócili Castle i Beckett. Minęło 15 minut burzliwego śledztwa, a ja coraz bardziej się wciągnęłam. Niestety ktoś tak bardzo mnie kocha, że postanowił mi to przerwać. Usłyszałam bowiem dźwięk przychodzącej wiadomości.
Ehh…
Nie ma to jak być kochanym przez wkurzających ludzi.
Niechętnie podniosłam się z kanapy. W gruncie rzeczy mogłam to olać jak całą resztę, ale o dziwo tego nie zrobiłam.
Odblokowałam iPhona i spojrzałam na wiadomość. Od Justina. Mimowolnie pojawił się na mojej twarzy uśmiech.
Ludzie spoglądali na mnie, ale ja już się do tego przyzwyczaiłam. Spokojnie korzystałam z metra i nie zwracałam na innych uwagi. Wiecie dlaczego? Bo miałam ich głęboko w dupie.
Jakieś 10 minut po 20 byłam przy barze i zamawiałam pierwszego drinka.
- Hej Sher, co jest? – przywitała mnie Lena jednocześnie przywołując barmana.
Powoli sączyłam napój i dopiero po chwili dałam jej jakąkolwiek odpowiedź.
- Wiedziałaś o Aleksie? – pytałam prosto z mostu, ona wiedziała, że tak mam w zwyczaju.
Mało się nie zakrztusiła tym co właśnie piła.
- Tak myślałam – skwitowałam.
Straciłam humor na upijanie się. Dokończyłam drinka i po prostu wyszłam. Słyszałam, że Lena mnie woła, ale pozwolicie, że jeszcze raz to powtórzę: mam to w dupie. Było koło 21 więc nie bardzo wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Głowa mnie bolała, bo dawno nie piłam, w sumie nie powinnam, ale robię dużo rzeczy, których nie powinnam.
Szłam ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i słuchałam jak moje obcasy uderzają o chodnik. Byłam pogrążona w rozmyślaniach. To nie tak, że nie chciałam, żeby akurat Alex był dilerem. Po prostu nie życzyłam tego nikomu, a że czuję się odpowiedzialna za moją rodzinę, a przynajmniej jej część, nie chciałam żeby miał styczność z jakimikolwiek narkotykami. Wiem do czego to prowadzi. Sama bym zrezygnowała, ale z tego nie ma wyjścia.
Dzisiejszy dzień, a właściwie jego ostatnie godziny, nie należały do najlepszych. Miałam tego dość. Marzyłam o prysznicu. Jak zazwyczaj zrobiłam to co chciałam i już niedługo ‘zmywałam’ z siebie cały ten cholerny dzień.
Wyszłam spod prysznica z tym cudownym uczuciem świeżości i położyłam się na kanapie. Mój boski telewizor właśnie nadawał Castle, więc zatraciłam się w kolejnym morderstwie. Zawsze odgadywałam co się stało razem z nimi.
Jak zwykle w najlepszym momencie musieli puścić reklamy. Przeklęte AXN, ale dzięki nim mogłam sobie popatrzyć jak jakiś zjarany murzyn, z dredami na głowie doi żyrafę, która je tęczę. Aż mi się zachciało skittles’ów. Akurat posiadałam pokaźnych rozmiarów paczuszkę, więc już po chwili mogłam się nimi delektować. Na ekran wrócili Castle i Beckett. Minęło 15 minut burzliwego śledztwa, a ja coraz bardziej się wciągnęłam. Niestety ktoś tak bardzo mnie kocha, że postanowił mi to przerwać. Usłyszałam bowiem dźwięk przychodzącej wiadomości.
Ehh…
Nie ma to jak być kochanym przez wkurzających ludzi.
Niechętnie podniosłam się z kanapy. W gruncie rzeczy mogłam to olać jak całą resztę, ale o dziwo tego nie zrobiłam.
Odblokowałam iPhona i spojrzałam na wiadomość. Od Justina. Mimowolnie pojawił się na mojej twarzy uśmiech.
Hej Sherean. Mam dla ciebie
propozycję. Justin xx.
Podobały mi się
buziaki na końcu. Miałam wrażenie, że już go miałam w garści. Tak jak to miało
być. A epizod z ‘propozycją’ spad mi jak grom z jasnego nieba. On już jest mój.
--------------------------------------------------------------
Chcę Was od razu przeprosić za ten rozdział, bo według mnie nic się w nim nie dzieje i jest beznadziejny, ale był stworzony do celów wyższych. W następnym już będzie więcej akcji ;3
Dziękuję każdemu kto czyta i za każdy wasz komentarz. Są wspaniałe i bardzo motywują. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
Przypominam, że istnieje zakładka 'Informowani' i można się zapisywać. Każdy mile widziany xx.
Buźki,
Candice xoxo.
Swietny, czekam na nn. Xx / @NoughtyButNice3
OdpowiedzUsuńFaktycznie, mało się w nim dzieje, ale czuję akcję :3 @Olliiwia
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz! nie mogę się doczekać na następny rozdział. Powodzenia xx. @beyoursolider
OdpowiedzUsuńTo tak heh wiem zwlekalam z komem ale jakos tak wyszlo...mam nadzieje ze w nastepnym akcja sie rozkreci xx <3 kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny kocham to xx
OdpowiedzUsuń