Blind love

Tak jak to miało być początkowo, "Blind love" jest zadedykowane mojemu Koteckowi ;3
Mam nadzieję, że się spodoba ;3
- Jeszcze nie skończyłam! – było słychać zza mahoniowych drzwi, które właśnie z trzaskiem zamykałam.
- Ale ja tak! – odwróciłam się w stronę ściany jakby moja rozmówczyni miała mnie widzieć.
Taką mnie: nabuzowaną, złą, ale pomimo wszystko cierpiącą.
Jeszcze usłyszałam krótkie westchnienie typu: ugh…, a potem kroki rozchodzące się po klatce schodowej. Modliłam się, aby moi sąsiedzi nie zeszli się za chwilę, by sprawdzić co się stało. Na serio, to bardzo życzliwi ludzie, ale czasem wsadzają nos w nieswoje sprawy.
Schowałam twarz w dłonie, kucnęłam i skuliłam się jak najbardziej mogłam. Wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia przytłoczyły mnie w jednym momencie. Nie jestem ze stali, jestem za to tak cholernie i beznadziejnie uczuciowa, jak tylko można, a nawet bardziej. Abby była, a raczej nadal jest moją najlepszą przyjaciółką. Tylko tak niefortunna sprzeczka chce nas rozdzielić. A mówiąc sprzeczka mam na myśli Daphne. Kogoś kto kiedyś był dla mnie niezwykle ważny, a teraz…? A teraz praktycznie się nie znamy, ale postanowiła o sobie przypomnieć w najmniej odpowiednim momencie. Jest pewien problem, a raczej ona go ma. Ja już tego nie chcę, nie potrafię spojrzeć jej kolejny raz w twarz, przebaczyć i powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Tym bardziej po tym jak weszła pomiędzy mnie a Abby. Widziałam w jej niebieskich oczach, że jest z tego zadowolona, choć twarz mówiła co innego. Przez tyle lat udało mi się odczytywać jej prawdziwe emocje.
Obecnie, w tym moim okropnym stanie, siedzę sobie na mojej milutkiej wykładzinie i brudzę sobie ręce, wycierając nimi mokre od łez i brudne od rozmazanego tuszu oczy.
- Nie płacz – odezwał się męski głos.
Ja momentalnie podskoczyłam, pisnęłam i z przerażenie patrzyłam na kolesia w ciemnych okularach, siedzącego na moim ulubionym fotel. Znajdował się centralnie naprzeciwko mnie i pomimo, że jego oczy przesłaniały czarne szkła to domyślałam się, że wcale nie patrzy na mnie. Jego wzrok błądzi gdzieś w okolicach mojej osoby. Jakby mnie nie widział.
Moja bipolarność, a może raczej to już cecha mojego charakteru, kazała mi być twardą. Była to utrudnione zadanie, zważając na to, że nieznajomy właśnie widział jak płaczę.
- Kim jesteś i co ty robisz? – odpowiedziałam, próbując udawać twardą.
- Woah, woah, nie tyle pytań na raz – uśmiechnął się zadziornie.
Wstał i chwilę się zatrzymał, jakby nie był pewien swojego kolejnego ruchu. Po chwili wyciągnął jednak rękę w moją stronę.
- Alex Nerson, miło mi – ukazał rząd białych zębów.
Patrzyłam na niego jak skończona idiotka, którą się poniekąd czułam. Wyciągnęłam ostrożnie dłoń, nie spuszczając z niego wzroku i uścisnęłam jego.
- Kelsey. Kelsey Gray – nastała chwila ciszy.
On z powrotem wrócił na fotel i… nie mogę nazwać tego co wyprawiał wpatrywaniem się we mnie, bo coś w nim było dziwnego.
- Dobra, co ty do jasnej cholery robisz w moim domu?! – emocje we mnie wybuchły.
Nie dziwię się. To co się działo dzisiejszego dnia z pewnością nie działało na mnie kojąco. Tuż po wypowiedzeniu tych słów, poczułam w sobie wyrzuty sumienia. Gość wydawał się miło, choć to nie zmieniało faktu, że się tu włamał, bo ja na pewno go tu nie wpuściłam, a co dopiero zaprosiłam.
- Shane – ponownie się uśmiechnął wypowiadając jedno, jedyne słowo, które podniosło mój poziom agresji.
Pomimo, że ów Shane był moim szefem, działał mi na nerwy w niezwykły sposób. Można by było stwierdzić, że ze wzajemnością. Pewności siebie nadawał mi fakt, że nie może mnie zwolnić. Jestem za dobra. Tak samo jak reszta naszej stałej ekipy. Jak to mawiają: jesteśmy niezawodni, niezastąpieni, niesamowici… ach, te komplementy.
Przeklęłam pod nosem wybierając numer White’a.
- Witaj Słoneczko, w czym problem? – przywitał mnie, a mi przed oczami ukazał się jego triumfalny uśmieszek.
Niestety doskonale zdawał sobie sprawę, że jakkolwiek by mi się to nie podobało, muszę zrobić co mi karze, taki los podwładnego.
- Co ty wyprawiasz?! Co to ma być?! – zaczęłam krzyczeć pomijając przywitanie.
- Och, czyli poznałaś Aleksa – jego głos był irytująco opanowany.
- Tak i wcale mi się ta sprawa nie podoba – stwierdziłam z wielkim grymasem na twarzy, gestykulując dokładnie tak, jakby Shane stał przede mną.
Brązowowłosy, jakby wyczuł, że mowa o nim i wtrącił swój komentarz, choć szczerze powiedziawszy, w tej chwili jego zdanie mało co mnie obchodziło:
- Auć – złapał się ‘za serce’. – To bolało – próbował udawać urażonego, a ja machnęłam na niego ręką, totalnie go ignorując.
- Masz się nim zająć – powiedział mój szef.
- No chyba ci się coś pomyliło!? Niby z jakiej racji ja?! Mam urlop, powinieneś to do jasnej cholery uszanować!
- Już nie masz – skomentował krótko.
- Jak to nie mam?! W co się uderzyłeś?! Ten upadek podczas porannego joggingu musiał strasznie boleć, a teraz przyślij tu Marcusa, albo kogo tam chcesz i zabierz tego gościa z mojego fotela w tej chwili!
- Ej, ja nada tu jestem – zmroziłam Nersona wzrokiem, ale po nim wydawało się to spłynąć.
- Nie – lakoniczne odpowiedzi mojego przełożonego w momentach takich jak ten, przyprawiały mnie o ból głowy.
- Jak to nie?! – powiedziałam oburzona.
- Uspokój się – wzięłam głęboki oddech, a on jakby telepatycznie oddał mi część swojego spokoju. – Ten gość potrzebuje naszej ochrony. Jest świadkiem koronnym w sprawie tego gangu narkotykowego, który złapaliśmy w poprzednim tygodniu – wpatrywałam się w jeden punkt czekając na dalsze wyjaśnienia. – Został porażony i miał operację na oczy, więc jest tymczasowo unieruchomiony, ale jak na nowicjusza, niezwykle dobrze radzi sobie z funkcjonowaniem bez wzroku – słyszałam nutkę podziwu.
- Jak jest taki wspaniały to dlaczego potrzebuje nas? – odparłam z wyrzutem.
- Słuchaj Kels, jesteś jedną z najlepszych. Pozostali mają na głowię resztę śladów w związku z ta sprawą. Musisz się tym zająć – przewróciłam teatralnie oczami, choć i tak wiedziałam, że ten tego nie widzi, westchnęłam głośno. – Grzeczna dziewczynka.
- Nie ciesz się tak. Co z tego będę miała? – nie okłamujmy się, jeśli chodzi o dni wolne od pracy, byłam niezwykle pazerna.
Liczyłam na wynagrodzenie ze zrezygnowania z nich.
- Twoja wymarzona wycieczka na Kubę – jedno zdanie, a moje oczy mało co nie wyszły z orbit.
- Słucham? – wydukałam oszołomiona.
- Kuba. Dwa tygodnie. Dwie osoby– w środku cieszyłam się jak dziecko, ale po chwili się opanowałam.
- Gdzie jest haczyk?
- Dobrze wykonasz zadanie, wycieczka twoja.
- Czyli dowiem się w trakcie – stwierdziłam.
Znałam White’a nie od dziś. Nie był aż tak szczodry. Okay, nasza działalność przynosiła nie małe fundusze, ale ten koleś musiał być niezwykle ważny, skoro Shane, chce mnie wysłać na Kubę, za niańczenie jego. Alex – witaj moja przepustko na gorącą wyspę. Na tę myśl uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Dobra, do zobaczenia moja ulubiona pracownico.
- Nie podlizuj się – już miała się rozłączyć, kiedy usłyszałam głos szefa.
- Masz z nim siedzieć co najmniej dwa tygodnie. Wtedy będzie rozprawa i powinien już odzyskać wzrok – i tak po prostu się rozłączył.
Westchnęłam głośno po czym schowałam telefon. Zaczęłam intensywnie wpatrywać się w gościa, z którym jestem uziemiona przez kolejne 2 tygodnie mojego wspaniałego życia (czujecie ten sarkazm?). Normalnie czułabym się dziwnie, gdybym tak się na kogoś patrzyła, ale on mnie przecież nie widział prawda?
- Nie patrz się tak na mnie. Zrób zdjęcie. Będzie na dłużej – patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
Skąd wiedział…? Przecież nie widzi.
- Skąd ty…? – nie umiałam nawet dokończyć.
Chłopak się uśmiechnął.
- Ma się ten talent – powiedział triumfalnie.
Mina mi zrzedła. A więc tak będziemy się bawić? Dobrze. Poszłam do kuchni. Tak nagle dopadł mnie głód. Alex wstał i podążył za mną. Jego zdolności jeśli chodzi o poruszanie się w tym stanie, naprawdę mnie zaskoczyły. Nie potknął się ani razu ani nie zawadził o żadne meble. Może zdążył przestudiować cały dom podczas mojej nieobecności?
- Będziesz milczeć przez całe dwa tygodnie? – odparł po długiej ciszy.
Właśnie przeżuwałam kęs kanapki z sałatą i pomidorem. Zaczęłam gorączkowo ruszać szczęką. Mimo wszystko nie chcę nienawidzić osoby, z którą mam mieszkać.
- Spokojnie. Zjedz powoli. Jedzenie w szybkim tempie jest niezdrowe – ponownie w ciągu pół godziny, zwalił mnie swoimi zdolnościami orientacji. Tym razem po prostu zostawiłam to bez komentarza.
Skończyłam jeść, a wtedy on ponownie się odezwał:
- Dlaczego płakałaś? Kim jest ta dziewczyna? To przez nią prawda? – zadawał niesamowicie trudne pytania, które o mało co nie wyprowadziły mnie z równowagi.
- Yyy… - patrzyłam na niego, a już sama jego mina mówiła, że nie muszę odpowiadać na pytania, ale ja pomimo to chciałam, odczuwałam wewnętrzną potrzebę wyżalenia się komuś, a on nadawał się idealnie. – To moja przyjaciółka. Trochę się pokłóciłyśmy i nie wiem jak to wszystko poskładać do kupy – złapałam się obydwiema rękami za kark i zapatrzyłam na płytki.
- Jeśli jest twoją najlepszą przyjaciółką to ci wybaczy, cokolwiek zrobiłaś – chwila ciszy. – O ile nie przespałaś się z jej chłopakiem w jej pokoju, to by było nieodrzeczne – uśmiechnął się.
Skubany umiał poprawić mi humor, a znamy się… niecałą godzinę?
- Nie, to nie o to chodzi. Miedzy nas weszła moja eks przyjaciółka – jego mina trochę zrzedła, widocznie posmutniał, utożsamiając się z moją obecną sytuacją. – Wróciłam po tylu latach nieobecności i zaczęła mieszać mi w moim życiu. Nagle zaczęła się mną przejmować – czułam potrzebę mówienia, mój słowotok ujrzał światło dzienne, biedny Alex, nie wie na co się porwał. – Najpierw jej rady na temat mojego chłopaka, wprost nim gardzi i uważa, że jest dla mnie beznadziejny. Jednak najbardziej boli mnie, że poróżniła mnie z Abby, tą dziewczyną, z którą się kłóciłam gdy wchodziłam. Przez to, że pojawiła się znów w moim życiu, zaniedbałam Abs. Chodzi o to, że nie umiałam tak po prostu zostawić Daphne, bo kiedyś dla mnie znaczyła bardzo wiele, ale teraz się to zmieniło, diametralnie. Najgorsze jest to, że Abby poczuła się zraniona i nie chce mi wybaczyć – skończyłam.
Poczułam się dziwnie, obarczając kogoś zupełnie obcego swoimi problemami. Chłopak patrzył na mnie (tak sądzę) i jakby analizował to co właśnie powiedziałam. Zapadła długa, męcząca cisza. Wreszcie ja przerwałam:
- Przepraszam – powiedziałam ze skruchą patrząc na czubki palców u nóg.
- Nie masz za co. Sam spytałem – ponowne milczenie. – Myślę, jeśli w ogóle chcesz poznać moje zdanie – pokiwałam głową dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że on tego nie widzi; ciszę uznał za odpowiedź twierdzącą. – Myślę, że powinniście o tym porozmawiać. Skoro jesteście z Abby przyjaciółkami to taka sprzeczka nie powinna zniszczyć relacji między wami – jego słowa krążyły mi po głowie.
Porady Nersona były niezwykle trafne i dobrze o tym wiedziałam, ale musiałam to przemyśleć. Nie miałam pojęcia jak się do tego wszystkiego zabrać.
Chłopak ziewnął.
- Jesteś zmęczony? Może się położysz?
Nie widziałam jego oczu. Jedyne co postrzegałam to były czarne okulary, spod których wystawały gdzieniegdzie bawełniane gazy, które wskazywały na to, że pod spodem musi być opatrunek.
- Mogłabyś…? – nie musiał kończyć zdania.
Ruszyłam przyszykować mu miejsce do spania. Moje przecudowne mieszkanko nie było przystosowane do przyjmowania gości, ale za to kanapa w niewielkim, przytulnym salonie była rozsuwana i w sam raz dla Aleksa. Udało mi się również zagospodarować dla niego kilka półek w szafie. Wszystko w jednym miejscu. W tej chwili odczuwałam swoją ‘miłą’ stronę.
- Dziękuję – powiedział stojąc oparty ścianę przy wejściu.
- Nie masz za co – odpowiedziałam poprawiając poduszki.
- Nie musisz mnie znosić… - zawiesił głos. – A nie, jednak musisz – uśmiechnęłam się. – Ale wydajesz mi się osobą, która potrafiłaby się przeciwstawić szefowi.
- Oj dobra, daj spokój.
Brązowowłosy uśmiechnął się kwaśno. Widać było od razu, że wprost nienawidził litości, którą teraz spotykał na każdym kroku. Poczułam jak we mnie budzi się współczucie. Może tego też nie lubi? Dziękowałam Bogu za to, że on mnie nie widzi.
Po jakiejś godzinie siedziałam w salonie zapatrzona ślepo w jakiś program telewizyjny, a on wyszedł z łazienki. Byłam z kulona i poczułam jak zwraca się w moją stronę, nie mogłam stwierdzić, że na mnie patrzył, bo tak naprawdę nie mógł.
- Nie smuć się – powiedział, a ja podniosłam na niego wzrok.
- Skąd wiesz, że jestem smutna? – spytałam ciekawa.
- A nie jesteś? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Skuliłam się. Przytuliłam kolana jak najbliżej siebie i opadłam o nie brodę.
- Racja – wymamrotałam.
Podszedł do mnie, trochę niepewnym krokiem i usiadł obok.
- Będzie dobrze – jego głos był miły, dodawał otuchy.
- Każdy tak mówi. Skąd możesz to wiedzieć?
- Nie wiem – odparł trochę smutniej. – Ale za to wiem, że przez następne 2 tygodnie będziesz mogła mi się wyżalać ile chcesz – uśmiechnął się.
Muszę przyznać, że i ja się zaśmiałam.
Przez następną godzinę patrzyliśmy oboje w ekran, on tylko słuchał głupiej gadaniny prezenterów. Nie wiem jak Alex, ale ja nic z tego nie zapamiętałam. Moja głowa była zajęta czymś innym. W końcu zauważyłam, że chłopak zasnął. Delikatnie zeszłam z kanapy, żeby go nie obudzić. Wyłączyłam telewizor i już chciałam iść do pokoju, kiedy mój wzrok utkwił w jego twarzy. Wcześniej nie zwracałam na nią uwagi. Duża część była zasłonięta przez opatrunek, przez co ujrzenie jego oczu było niemożliwe, ale widziałam za to jego malinowe usta i brązowe włosy w sporym nieładzie, okalające jego nieruchomą teraz twarz. Uśmiechnęłam się. Wyglądał uroczo. Chwila… nie mogę tak myśleć! Mam chłopaka! Zgasiłam światło i próbowałam wyrzucić z umysłu obraz śpiącego Nersona. Położyłam się w swoim łóżku, ale chyba nie było mi dane usnąć. Wzięłam do ręki telefon w celu sprawdzenia godziny. Było chwilę po północy. Ale oprócz godziny, moim oczom ukazała się tapeta, na której widniałam razem z Abby. Coś złapało mnie za serce. Przecież nie mogłam się z nią kłócić! Wystukałam szybko wiadomość: Ta kłótnia jest głupia, nie chcę tego, porozmawiajmy. Kelsey xoxo. I wybrałam numer Abbs. Wiadomość wysłana. Już nie było odwrotu, ale nie żałowałam. Chcę jak najszybciej zakończyć tą bezsensowną kłótnię. Po chwili dostałam sms. Szybko sprawdziłam telefon. Wiadomość nie była od Abby, ale za to Max wysłał mi swoje tradycyjne dobranoc, co zawsze poprawiało mi nastrój. Teraz już mogłam spokojnie pójść spać. Zasnęłam i obudził mnie dopiero brzęk naczyń w kuchni. Niechętnie wstałam z łóżka. Podreptałam w stronę drażniących dźwięków. Po chwili zdałam sobie sprawę, że Alex majstruje coś z naczyniami, a on przecież nie widzi. Jeszcze sobie coś zrobi! A potem Shane zrobi coś mi, bo to właśnie ja miałam go pilnować.
- Co ty wyprawiasz?! – odezwałam się nagle.
Chłopak aż podskoczył. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że przyszłam.
- Śniadanie? – odpowiedział po chwili swoim opanowanym tonem.
- Oddaj to – wzięłam od niego naczynia i zaczęłam robić herbatę.
- Próbuję być samodzielny! – naburmuszył się.
- A ja próbuje żyć! Nie wiem czy wiesz, ale Shane mnie udusi jak sobie coś zrobisz – powiedziałam podirytowana.
- O właśnie, miałaś zadzwonić do Shane’a
Wydałam z siebie coś na podobieństwo: ugh… Wykręciłam numer i czekałam niecierpliwie aż odbierze.
- Hej Kels, jak się spało? – przywitał mnie.
Oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha.
- Czego chcesz?
- Nie mogę być uprzejmy i zadzwonić rano spytać się jak ci się spało? – udawał urażonego.
- Nie. A więc czego chciałeś?
- Masz przyjść do pracy.
- Przepraszam?! – oburzyłam się. – No chyba sobie ze mnie żartujesz!? Dość, że rezygnuje z urlopu, żeby niańczyć świadka koronnego, a ty mi jeszcze karzesz do pracy iść. Dobrze się czujesz?
Alex udawał urażonego, ale najwyraźniej bardziej bawiła go ta sytuacja.
- Tak, wspaniale. Fajnie, że pytasz. Bądź najpóźniej za półtorej godziny – i się rozłączył, a we mnie się gotowało.
Jak tak można!?
Wróciłam do robienia kanapek. Zrobiłam ich parę i postawiłam na blacie. Obok położyłam szklanki z herbatą. Alex usiadł i widać było, że ma zamiar zacząć jeść. Patrzyłam na niego z zaciekawieniem. Intrygowało mnie to jak sobie radził.
- Przestaniesz się na mnie patrzeć i zaczniesz nareszcie jeść? – spytał jak zwykle opanowany.
- Jak ty… skąd wiesz co robię? – palnęłam.
- Po prostu. Jakby to czuję – odparł gryząc kanapkę.
Wzięłam z talerza jedną i zaczęłam jeść. O nic już nie pytałam. Po śniadaniu wrzuciłam naczynia do zmywarki i poszłam się ubrać. Nersona zostawiłam w salonie. Dość szybko się uwinęłam i już po 15 minutach byłam gotowa do wyjścia. Zręcznie chwyciłam torbę i wróciłam do salonu. Stanęłam jak wryta. Chłopak właśnie zakładał koszulkę, a ja zdążyłam zarejestrować sporą część jego umięśnionego brzucha. Stałam chwilę nadal wpatrując się jego koszulkę w miejsce, gdzie jej jeszcze moment temu nie było. Na szczęście szybko się otrząsnęłam.
- Wychodzę – oświadczyłam. – Dasz sobie radę?
- Spróbuję się nie zabić – obdarzył mnie wielkim uśmiechem.
- Niezwykle zabawne, po prostu prześmieszne – odparłam z sarkazmem i wyszłam zatrzaskując drzwi.
- Co ty ode mnie do jasnej cholery chcesz!? – przywitałam szefa.
- Też cię miło widzieć, ale się spóźniłaś – nie zwróciłam uwagi na jego wypowiedź.
W dalszym ciągu czekałam na odpowiedź.
- Ja od ciebie nic nie chce – zacisnęłam usta w cienką linię ze złości. – To ona coś chce – wskazał na osobę stojącą za mną.
Odwróciłam się i oczom ukazała mi się Daphne. No nie…
- Chyba sobie żartujesz – zwróciłam się do niej. – Przyszłam tu tylko po to, żebyś ty mogła sobie ze mną porozmawiać? Strata czasu. Już ci powiedziałam co o tym wszystkim myślę. Przesadziłaś – już chciałam odejść, kiedy ta złapała mnie za łokieć.
- Muszę powiedzieć ci cos bardzo ważnego – powiedziała z żalem w oczach.
Prawdę mówiąc zainteresowało mnie to, ale moja złość mi to przesłoniła.
- Jeśli to ma związek z twoją opinią na temat Maksa, Abby bądź mnie to dziękuję, ale nie mam zamiaru tego słuchać – moje słowa były niezwykle uprzejme jak na mój teraźniejszy stan. Sama się sobie dziwiłam.
Wyrwałam swoją rękę z jej uścisku. Czym prędzej wróciłam do domu. W tej chwili współczułam Aleksowi, że będzie musiał ze mną wytrzymać. Nie byłam w dobrym nastroju.
- Co się stało? – to był jego komentarz na moje trzepnięcie drzwiami.
- Nic – odburknęłam i trzepnęłam kolejnymi drzwiami tym razem prowadzącymi do mojego pokoju.
Rzuciłam torbę na krzesło, a samą siebie na łóżko. Nie miałam już do tego za grosz siły. Po chwili podniosłam się i wzięłam do ręki telefon. Jeszcze nie dostałam odpowiedzi od Abbs. Patrzyłam się ślepo w ekran, aż w końcu stworzyłam parę słów: Przepraszam. Odezwij się do mnie. Kels. I poszło. Kolejny sms do tej samej osoby. Miałam nadzieję, że ten nie zostanie bez odpowiedzi, że przynajmniej teraz się odezwie. Naprawdę jej potrzebowałam. Do oczu napłynęły mi łzy, ale nie pozwoliłam im spłynąć.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Ledwie zdążyłam spojrzeć w ich stronę, a pojawił się w nich brunet.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Nie, dobrze wiesz, że nie. Bystry jesteś – skwitowałam.
Usiadłam na łóżku i zapatrzyłam się w podłogę wyłożoną wykładziną.
Chłopak podszedł do mnie, położył rękę na łóżku, aby je wyczuć i usadowił się koło mnie. Obserwowałam chwilę jego poczynania. Wyglądał jakby bił się z własnymi myślami. Nagle mnie objął. Odniosłam wrażenie, że uważał ten sposób za najbardziej odpowiedni, aby mnie pocieszyć. Udało mu się. Lubiłam się przytulać, jakoś zawsze podnosiło mnie to na duchu. Oddałam uścisk. Nadmierna ilość wrażeń w zbyt krótkim czasie, zaowocowała kilkoma łzami spływającymi mi po policzku. Puściłam Aleksa i szybko je wytarłam, by ich nie zobaczył. Wiedziałam, że to mało prawdopodobne, ale po nim się można wszystkiego spodziewać.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co – patrzył na mnie chwilę, po czym się uśmiechnął.
Wyglądał trochę tak, jakby do jego głowy zaświtał jakiś szatański pomysł. Po chwili znów się odezwał:
- W końcu nie możesz być smutna przez cały czas, zwariowałbym tu – posłał mi zadziorny uśmieszek.
Wzięłam do ręki najbliższą poduszkę i go nią uderzyłam, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.
- Au!! – krzyknął również się śmiejąc. – Widzę, że humor wrócił – ponownie odsłonił swoje białe zęby.
Był przystojny, to na pewno można było o nim powiedzieć. Jego zachowanie i ogólnie cały on sprawiały, że już nie mogłam się doczekać, aż zobaczę co kryje pod tymi czarnymi okularami.
Panowała między nami cisza. Ja z delikatnym uśmiechem wpatrywała się w niego, on miał twarz zwróconą w moją stronę. Znienacka zbliżył swoją dłoń do mojej twarzy. Delikatnie wędrował opuszkami palców po moim policzku, nosie, oczach, ustach.
- Co robisz? – odezwałam się w końcu.
- Chcę się dowiedzieć jak wyglądasz – przerwał czynność, a ja patrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Umiesz tak? – uśmiechnął się. – Skąd tyle wiesz? W sensie, skąd wiesz jak funkcjonować. Z tego co wiem, zostałeś oślepiony stosunkowo niedawno.
Chłopak przyjął wyraz twarzy, którego nie mogłam zidentyfikować. Między nas zakradła się niechciana cisza. Nie rozumiałam, co powiedziałam nie tak. Kiedy już chciałam odpuścić, wtedy się odezwał:
- Od  mamy – spojrzałam na niego, ściągając brwi ze zdziwienia.
Najwyraźniej wyczuł, że nie wszystko jest dla mnie jasne.
- Moja mama nie widziała. Jak byłem mały obserwowałem jak funkcjonuje. Nauczyłem się wszystkiego. Nawet nie wiedziałem, że kiedyś mi się przyda – zaśmiał się smutno.
- Musi być jej ciężko – położyłam mu rękę na ramieniu, widziałam, że był smutny.
- Nie… nie żyje – poczułam się głupio.
Odsunęłam dłoń jak oparzona.
- Ja… ja przepraszam… tak mi przykro. Nie powinnam pytać, nie wiedziałam, przepraszam… - mój potok słów został przerwany z momentem, kiedy Alex zwrócił głowę w moją stronę, a ja zapatrzyłam się na jego twarz, zmuszającą się do uśmiechu.
- Jest okay – stwierdził, a ja wolałam nie drążyć tematu.
Zamilkłam. On najwyraźniej też nie odczuwał potrzeby wypowiadania jakichkolwiek słów. Milczeliśmy tak do momentu, w którym zadzwonił mój telefon. Poderwałam się szybko i odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Hej Skarbie, jak się czujesz?
Uśmiechnęłam się na dźwięk głosu Maksa. W tym momencie Alex opuścił pokój, dał mi trochę prywatności za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
- W miarę dobrze – powiedziałam trochę smutno.
Max wiedział, że między mną a Abby jest małe spięcie, że to tak nazwę.
- Nie martw się Kels, będzie dobrze – nie wiem dlaczego, ale przypomniały mi się te same słowa padające z ust Aleksa.
Od razu odgoniłam od siebie tą myśl.
- Tak, wiem – odparłam bez przekonania.
- Dasz się wyciągnąć na spacer? – jakoś nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Nie do końca wiedziałam dlaczego, ale wolałam zostać w domu.
- Nie czuję się najlepiej i do tego mam pracę – skrzywiłam się.
- Jak to? – zdziwił się. – Nie miałaś mieć urlopu?
- Miałam, ale muszę się zająć świadkiem koronnym.
Usłyszałam pomruk niezadowolenia.
- Jest piątek. Na pewno nie uda ci się wymknąć ze mną na imprezę?
- Naprawdę nie mogę – w gruncie rzeczy nie bardzo mi się chciało, a Alex był moją wiarygodną wymówką.
- Okay – usłyszałam jakiś szum po drugiej stronie. – Muszę kończyć, pa Skarbie.
- Pa – rozłączył się.
Przewróciłam teatralnie oczami i rzuciłam telefon na łóżko. Poszłam do salonu. Miałam nadzieję, że znajdę tam Nersona. Tak też było. On… czytał książkę?!
- Co ty robisz? – powiedziałam zdziwiona.
- Jakbym ci powiedział, że czytam książkę to byś mi uwierzyła?
- Yyy, no nie bardzo.
- A więc jej nie czytam – odparł spokojnie.
- A więc co robisz? – drążyłam temat.
- Chcę sobie przypomnieć jak się czyta książki – spojrzałam na niego dziwnie. – Znalazłem jakąś na stoliku, nie bardzo wiem jak to jest, ale pachnie nowością.
Wzięłam utwór do ręki i przeczytałam tytuł. „Delirium”.
- To moja ulubiona – uśmiechnęłam się.
- To czemu pachnie nowością?
- Bo ja dopiero kupiłam. Kiedyś ją wypożyczyłam i mi się tak spodobała, że postanowiłam do niej wrócić i niedawno ją nabyłam – uśmiech nie schodził mi z twarzy. – Chodź – pociągnęłam go na kanapę. – Przeczytam ci mój ulubiony fragment – powiedziałam z entuzjazmem. - „Powiem Wam coś. Nie jestem nikim wyjątkowym. Jestem zwyczajną dziewczyną. Mam niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu i jestem przeciętna pod każdym względem. Ale znam pewien sekret. Możecie zbudować mury aż do nieba, a mnie i tak uda się nad nimi przefrunąć. Możecie mnie przygwoździć do ziemi tysiącami karabinów, a i tak stawię opór. I jest nas tutaj wielu, więcej niż wam się wydaje. Ludzi, którzy odmówili zejścia na ziemię. Ludzi , którzy kochają w świecie bez murów, kochają aż po nienawiść, aż po bunt, wbrew nadziei i bez lęku. K o c h a m C i ę. Pamiętaj. Tego nam nie odbiorą.”  - uśmiechnęłam się sama do siebie, patrząc na ostatnią stronę książki.
Właśnie przypominałam sobie jak pierwszy raz to czytałam. Mówią, że wracanie drugi raz do tej samej książki nie ma sensu. No, ale ja zawsze byłam inna. Dla mnie powrót do tego niezwykłego świata po raz kolejny jest czymś niesamowitym.
- Wiesz jak dużo to o tobie mówi? – przerwał moje przemyślenia.
- Może i tak – szczerze? Nie zdawałam sobie z tego sprawy, po prostu to do mnie przemawia językiem, który tylko ja rozumiem, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
W tej chwili zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak często między nami zapada taka niezręczna cisza, ale teraz…? Teraz była jakby mniej uciążliwa.
Obudziłam się, nie mam pojęcia dlaczego, koło niego. Popatrzyłam jak spokojnie śpi swoimi zaspanymi oczami. Nagle usłyszałam jak dzwoni mój telefon. Zerwałam się natychmiast i pobiegłam do pokoju, gdzie wczoraj go zostawiłam. Odebrałam, wcześniej patrząc na wyświetlacz:
- Nathalie? – nie kryłam zdziwienia.
Nie miałam pojęcia dlaczego miałaby do mnie dzwonić o tej porze.
- Kels, musisz cos zobaczyć, koniecznie.
- Co? Co się stało?
- Wejdź na facebook’a – odezwała się.
- Serio? – powiedziałam niedowierzając.
Ta maniaczka siedzi na facebooku 24 godziny na dobę.
- Proszę cię wejdź. Po prostu musisz to zobaczyć.
- Czy od tego zależy moje życie? – rzekłam podirytowana.
- Tak – krzyknęła przejęta i się rozłączyła.
Westchnęłam i usiadłam na łóżku, biorąc do ręki laptopa. Czekałam aż ten mój wspaniały Internet się załączy (czujecie sarkazm?). Po jakimś czasie wszystko co chciałam się otworzyło. Wystukałam na klawiaturze hasło i czekałam aż się załaduje. Tym razem jakoś szybko poszło. Od razu wyświetliły mi się ostatnio dodane zdjęcia. Pożałowałam, że w ogóle się dzisiaj obudziłam. Zakryłam dłonią usta by nie zacząć się wydzierać ze złości. Miałam ochotę rzucić urządzeniem o podłogę, ale za długo na niego zbierałam. Odłożyłam go więc na łóżko i podniosłam się gwałtownie. Podeszłam do okna i ukryłam twarz w dłoniach. Moja bipolarność się odezwała. Złość momentalnie przemieniła się w niezmierzony smutek. Łzy zaczęły lecieć i wydawały się nie mieć końca. Usłyszałam jak ktoś podchodzi. Nie odezwał się. Podszedł bliżej. Czułam jego ciepło. Dotknął mnie i od razu poczułam przeszywający mnie dreszcz. Błądził chwilę po moim brzuchu, biodrach, plecach, aż wreszcie mnie przytulił. Po raz drugi - tak, liczę. Stałam tak w jego ramionach przez… nie mam pojęcia przez ile, ale jak dla mnie mogłam tak zostać wieczność.
- Powiesz mi co się stało? – odezwał się nie uwalniając mnie ze swojego uścisku.
Pokiwałam przecząco głową i wtuliłam się jeszcze bardziej. Dopiero teraz poczułam jego perfumy. Zatraciłam się w ich wspaniałym zapachu. On oplótł mnie swoimi ramionami i trwaliśmy tak kolejne 10 minut.
- Co ci poprawia humor?
W tej chwili? Ty.
Jednak tego nie powiedziałam.
- Kisiel – palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy… no prawie.
Alex jedynie się zaśmiał.
- Chodź – odparł.
- Nie chcę nigdzie iść – miałam wrażenie, że zachowuje się jak małe, obrażone dziecko.
- Chodź.
- Nie.
Westchnął.
Po chwili mnie puścił, a jęknęłam niezadowolona. Patrzyłam na to co robi. Jego ręce powędrowały w dół. Gdyby nie widział tego co robi, na pewno dostał by w twarz. Jednak w tych okolicznościach patrzyłam jedynie na jego poczynania. W pewnym momencie złapał mnie w pół i przerzucił sobie przez ramię.
- Co ty wyprawiasz?! Postaw mnie na ziemi?! Zrobisz sobie krzywdę!
Zaśmiał się.
- Ja sobie zrobię krzywdę? Nie jestem kaleką, tylko nie widzę – ponownie się zaśmiał.
- No… - zrezygnowałam z dalszej wypowiedzi, za to ponownie zaczęłam krzyczeć. -Postaw mnie, rozumiesz?! Przewrócisz się, a ja cię zgniotę! Ty zginiesz przez zgniecenie, a potem Shane zrobi to samo ze mną! Tylko zatrudni większych tłuściochów! Puść mnie!
Na moją wypowiedź zareagował śmiechem. Mimo, że to był wspaniały dźwięk, chciałam żeby przestał.
- Przestań! – krzyknęłam i w tym samym momencie Alex potknął się o rozłożoną kanapę i oboje runęliśmy na dół. Na szczęście lądowanie miałam miękkie, on chyba też. Leżał na mnie i oboje się śmialiśmy.
- A nie mówiłam? – powiedziałam w przerwie od śmiechu. Delikatnie ściągnęłam go z siebie.
Mruknął cos pod nosem, czego nie zrozumiałam. Wstałam i poszłam do kuchni i zaczęłam robić śniadanie.
- Dziś w menu będą płatki z mlekiem.
Usłyszałam pomruk niezadowolenia. Uśmiechnęłam się nastawiając mleko.
- Albo to albo nie jesz w ogóle! – zaśmiałam się.
- Kocham płatki i mleko! – wybuchnęłam śmiechem.
Ton w jakim to powiedział tylko potęgował mój śmiech.
- No co? – wszedł do kuchni, lekko zawadzając o jakąś szafkę.
- Nic, nic – po raz kolejny się zaśmiałam.
Usłyszałam jak podchodzi, ale nie odwracałam się. Widziałam kątem oka jak wyciąga w moją stronę ręce, a potem je cofa. Badałam jego wyraz twarzy. Znów towarzyszyła nam cisza. Gdyby nie to, że nie widzi, dałabym głowę, że mi się przygląda. W trwającym wokół milczeniu usłyszałam przychodzącą wiadomość. Postawiłam płatki na stole i kazałam Aleksowi wziąć się za jedzenie. On grzecznie usiadł, a ja pobiegłam do pokoju. Chwyciłam mój telefon.
Spotkajmy się. Tam gdzie zawsze o 13. Abby
Odruchowo spojrzałam na zegarek. 11.30. Dobry czas. Wróciłam do salonu, pełna obaw, ale jednak ciesząca się, że nareszcie sprawy obierają dobry kierunek.
- Nowe wieści? – nie wiem czy to było pytanie, ale uznałam, że tak.
- Tak, muszę wyjść koło 13, okay?
- Postaram się nie zabić.
- Mało śmieszne – skwitowałam i zabrała się za jedzenie.
Potem poszłam się ubrać do łazienki. Już prawie się ubrałam, kiedy okazało się, że moja bluzka się pobrudziła. Niewiele myśląc wyszłam z łazienki w samym staniku. Przecież Alex nie widzi. Pobiegłam do pokoju i wyjęłam czystą koszulę. Zaczęłam ją zakładać, kiedy usłyszałam dzwonek. Narzuciłam koszulę na ramiona, nawet jej nie zapinając i podbiegłam do telefonu, który znajdował się w salonie.
- Co się stało? – odparłam poirytowana, kiedy zorientowałam się, że to White.
- Mamy problem – wywróciłam oczami.
- No?
- Musisz dostarczyć Aleksa we wtorek.
- Dostarczyć gdzie?
- Do biura wystarczy, potem zostanie przetransportowany do sądu. Lekarz stwierdził, że powinien odzyskać wzrok jednak w ciągu następnych 48 godzin.
- No to powiem ci, że to nie to samo co 2 tygodnie – irytacja przesiąknęła całą wypowiedź.
- Myślałem, że będziesz się cieszyć.
- Tak, tak. Nieważne. Na razie – rozłączyłam się.
Zostawiłam telefon i się odwróciłam. Wpadłam na Aleksa, a jego dłonie spoczęły na moim nadal nagim brzuchu. Spojrzałam na jego ręce, potem powędrowałam na twarz. Czułam się odrobinie niezręcznie.
- Nie masz bluzki? – spytał z cwaniackim uśmieszkiem.
- Yyy… - odsunęłam się. – Mam – zaczęłam się zapinać.
- Kłamca.
- Zboczeniec.
- Do czego to miało nawiązać?
- Nieważne.
- Za szybko się poddajesz Słońce – ciarki mnie przeszły, kiedy mnie tak nazwał.
- Muszę się zbierać, nie długo wychodzę.
- Słaba jesteś.
- Trudno – rzuciłam na odchodne i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Przed 13 krzyknęłam, że wychodzę i zostawiłam go samego.
Siedziałam przy stoliku i trzęsłam nogą ze zdenerwowania. Wreszcie zobaczyłam Abby. Wstałam i nieśmiało się uśmiechnęłam. Ona stanęła przede mną, chwilę na mnie popatrzyła i znienacka mnie przytuliła. Przed chwilę byłam oszołomiona. Potem oddałam uścisk i poczułam nareszcie, że będzie dobrze.
- Widziałam co zrobiła Daphne – powiedziała.
- Możemy o tym nie rozmawiać?
Nie odpowiedziała, tylko usiadła naprzeciwko mnie. Zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- To było głupie – zaczęła.
- Wiem – odpowiedziałam cicho.
Znów ta cholerna cisza.
- Przepraszam – powiedziałyśmy obie, na co się uśmiechnęłyśmy.
W mojej małej główce zawitał nadzwyczaj wspaniały pomysł.
- Mam świetny pomysł – Abby spojrzała na mnie wyczekująco. – Chcesz pojechać ze mną na Kubę? – spojrzała na mnie jak na wariatkę. – Mówię serio – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. – Mam teraz pilnować świadka i jako wynagrodzenie nasz szanowny szef obiecał mi wycieczkę dla dwóch osób na dwa tygodnie. To co? Jedziesz?
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jasne.
Kelner do nas podszedł. Zamówiłyśmy to co zwykle i znów mogłyśmy zająć się rozmową. Coś mi podpowiadało, że Daphne nie będzie już sprawiała kłopotu, przynajmniej nie w relacjach moich i Abby. Reszta to co innego.
Byłyśmy zajęte rozmową o wszystkim, ale w sumie o niczym. Dziwne, wiem, ale nas lepiej nie próbować zrozumieć. Cieszyłam się, że tak szybko się pogodziłyśmy. To co zrobiła Daphne tylko pomogło mi naprawić relacje z Abs, z drugiej strony zrujnowało inne, ale to już nie była do końca jej wina.
Pff… nawet w myślach nie mam odwagi ‘mówić’ o tym bezpośrednio.
- Szykuj się na wycieczkę Kocie, we wtorek rozprawa – powiedziałam po jakiejś godzinie naszej bezsensownej paplaniny. Serio, stwierdzam, że jeśli ktoś z zewnątrz by nas podsłuchał, sam musiałby trafić do psychiatryka.
Jak to powiada moja mama: coraz starsze, coraz głupsze.
- Jesteś pewna, że ze mną wytrzymasz? – poruszała znacząco brwiami.
- No nie wiem… - zaśmiałam się i dałam jej całusa na pożegnanie.
Czas wracać do mojej przepustki na wakacje.
- Żyjesz Alex? – krzyknęłam trzepiąc drzwiami.
- Chyba nie – usłyszałam jego głos dochodzący z salonu.
- Okay – rzuciłam niedbale.
Zdjęłam buty, rzuciłam torebkę w kąt i ruszyłam na kanapę. Miałam niezwykłą ochotę na jakąś komedię.
Weszłam do salonu i stanęłam jak wryta.
- Co on tutaj robi?! – wycedziłam przez zęby.
Spojrzałam ze złością na Aleksa. Wiedziałam, że tego nie zauważy, więc całe moje negatywne emocje skumulowały się w osobie Maksa. I dobrze.
- Wynoś się stąd rozumiesz!? – odezwałam się zanim otrzymałam jakiekolwiek wyjaśnienia. Miałam dość widoku tego kretyna, dla którego poświęciłam trzy lata swojego życia. O trzy lata za dużo.
- Kelsey pozwól mi wyjaśnić… - zaczął, ale ja byłam zdecydowana. Nie chciałam tego słuchać.
Fakt, że wstał z kanapy tylko ułatwił mi zadanie. Agresywnie popchnęłam go w stronę drzwi. Przy samym wyjściu, jak na złość, obrócił się gwałtownie przez co o mało w niego nie wpadłam.
- Posłuchaj mnie – jego ton był już bardziej zdecydowany. – Byłem pijany, nie wiedziałem co się dzieje… - ugh…
On jest na tyle naiwny, że myśli, że mu uwierzę? Czy on mnie w ogóle nie zna?
- I co? Myślisz, że ci uwierzę? – wyraźniej chciał coś powiedzieć, ale mu nie dałam. – Słuchaj, pracuję w policji – spojrzał na mnie, jakby nie do końca wiedział jakie to ma znaczenie. – W wydziale śledczym – nadal nic, co za idiota. – Naprawdę wierzyłeś, że uwierzę w twoją bajeczkę? Co może mi jeszcze wmówisz, że myślałeś że Daphne to ja?! – chwila dramatyzującej ciszy. – Wyjdź! Nie chcę cię już więcej widzieć.
Wypchnęłam go za drzwi i zatrzasnęłam drzwi. Miało to go utwierdzić w przekonaniu, że jestem w pełni świadoma moich słów.
Dzięki Daphne straciłam Maksa, ale za to poniekąd dzięki niej pogodziłam się z Abby. Co nie zmienia faktu, że kiedy ją zobaczę będę miała ochotę zabić, a że pracuję gdzie pracuję, nie sprawi mi tu większej trudności.
Jedyną przeszkodą jest to, że nie uniknę wtedy więzienia, a raczej nie mam co się łudzić, ze trafię na jakieś na tropikalnej wyspie.
- Zdradził cię, prawda? – usłyszałam za sobą głos Aleksa. Jego niezwykłe zdolności, przydały by nam się w policji, ale aktualnie niesamowicie mnie irytowały. Wzięłam głęboki oddech, zamknęłam oczy tamując łzy wywołane słowem ‘zdrada’ i zmierzyłam się z tym, co bolało w tej chwili najbardziej:
- Tak Alex, zdradził mnie. Zadowolony? – rzuciłam nie do końca uprzejmym tonem i skierowałam się do mojego pokoju.
- Przepraszam, że go wpuściłem – krzyknął jeszcze, ale ja nie odpowiedziałam.
Nie chciałam się na nim wyżyć emocjonalnie, już i tak musi wytrzymywać moje wahania nastrojów. Co ja gadam?! Nic nie musi. To ja muszę się z nim cackać. W tej chwili byłam zła zarówno na Maksa – to akurat oczywiste z jakiego powodu. Na Aleksa – za to, że jest tak cholernie bystry i musi wszystko wyłapać, choć nie widzi nic. I na Shane’a za to pieprzone zadanie.
Rzuciłam się na łóżko, złapałam za głowę i próbowałam uporządkować myśli. Oddychałam powoli i z każdą chwilą gniew ustępował spokojowi. Kiedy już się uspokoiłam, usłyszałam pukanie do drzwi. Oj ten chłopak będzie dzisiaj biedny.
Na nowo urósł we mnie gniew, podeszłam do drzwi i z rozmachem je otworzyłam.
- Czego? – rzuciłam surowo.
A on tylko stał i patrzył, a raczej skierował swoją głowę w moją stronę i ze stoickim spokojem wydawał się na coś czekać.
- Na co czekasz? – zgrzytnęłam zębami.
Naprawdę irytowało mnie jego nadzwyczajne opanowanie.
Trzymał ręce za sobą i nadal stał w milczeniu.
- Teraz mowę też ci odebrało? – irytował mnie jak nikt inny.
Znów cisza. Co za człowiek.
- Ugh… - zostawiłam otwarte drzwi i z powrotem opadłam na łóżko.
Zapatrzyłam się w sufit, który był kojąco zielony. Kiedy zaczęłam mieć bipolarne objawy, sama go przemalowałam ze względu na moje upodobania patrzenia w przestrzeń nade mną. Zielony koi nerwy – faktycznie. Po kilku minutach oddychałam już miarowo, a Alex, uprzednio oparty o drzwi, podszedł do mnie i delikatnie usiadł obok.
- Teraz już mogę – zmarszczyłam brwi i uniosłam się do pozycji siedzącej.
- Co? – spojrzałam na niego wyczekująco.
- Zacząć cię pocieszać – on był… był… jakie to słowo? Niepowtarzalny? Może.
No bo kto w taki sposób odnosił się do drugiego człowieka? Miałam teraz powody by podejrzewać, że skończył psychologię, ale kto go wie.
Dotknął mnie. I jakby wszystkie negatywne emocje odeszły. On emanował pozytywną energią.
- Faktycznie, już możesz – pozwoliłam się przytulić, zastanawiałam się, co bym zrobiła, gdyby go tu nie było.
- Nie będę ci mówił – zaczął opierając podbródek o moją głowę. – że na ciebie nie zasługiwał, bo to jest oklepane. Nie powiem też, że jesteś piękna, bo mi nie uwierzysz. Wiem tylko, że masz niewyparzony język – zapamiętać: nigdy nie pozwalać mu się pocieszać. – czasem chodzisz bez bluzki i nie chcesz się do tego przyznać - kontynuował, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech – i chcesz wyjechać na Kubę, by uciec od problemów – skąd wiedział?
Westchnęłam.
- To dość nietypowa forma pocieszenia, ale dziękuję – wtuliłam się w niego bardziej, owijając rękami jego silne ramię. Opierałam się bokiem o jego klatkę piersiową, a na wysokości mojego ucha doskonale było słychać bicie jego serca. Było spokojne, miarowe.
Skończyliśmy na kanapie, w podobnej pozycji oglądając jakiś film. Znaczy ja ślepo patrzyłam na kolorowe obrazki, a on tylko słuchał bełkotu aktorów i co jakiś gładził mnie po głowie. Po jakimś czasie moje powieki stały się ciężkie. Zaczęłam oddychać spokojniej, co pan Psycholog mógł uznać za fakt iż zasnęłam, choć nadal byłam przytomna. Zamknęłam oczy i jeszcze przez chwilę byłam w pełni świadoma. W pewnym momencie Alex pocałował mnie w głowę i szepnął:
- Jesteś piękna – co to miało być to ja nie mam pojęcia, ale mimo wszystko zrobiło mi się ciepło na sercu. Tylko dlaczego nie powiedział mi tego kiedy byłam ‘przytomna’?
Obudziłam się na kanapie słysząc obijane o siebie szklanki. Znów się bawił w kuchareczkę? Wstałam bezszelestnie i podreptałam do kuchni. Stanęłam w pozycji, która nie ujawniała mojej obecności. Patrzyłam spokojnie na to co wyprawiał ze szkłem. Muszę przyznać, że obchodził się bardzo delikatnie i płynnie.
W pewnym momencie torebka z herbatą spotkała się z podłogą. Schylił się po nią, a okulary zrobiły to, co przed chwilą to herbaciane zielsko. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed podejściem do niego i ujawnieniem się. Popatrzyłam na jego poczynania. Najspokojniej w świecie podniósł okulary i zaczął je wycierać o koszulkę. Nie przerywając czynności odwrócił się w moją stronę i stanął jak wryty. Moje oczy po raz pierwszy napotkały jego czekoladowe tęczówki. Szybko założył okulary, jakby to coś miało mu dać. Jeszcze nigdy nie widziałam go zdenerwowanego. Podeszłam do niego bez słowa, zdjęłam okulary, położyłam na blacie obok i pogłaskałam policzek nie odwracając wzroku od jego oczu. Wpatrywał się we mnie intensywnie, jakby chciał zapamiętać wszystkie szczegóły.
Byliśmy blisko, zbyt blisko. Ta odległość była niebezpieczna, ale mój organizm nie przyswajał wiadomości, że mam ruszyć swoje leniwe dupsko i się odsunąć. Wręcz przeciwnie. Zbliżałam się coraz bardziej. Alex nie pozostał dłużny. Po chwili jego malinowe usta napotkały moje. Poczułam jego ciepły oddech i wargi. Obchodził się ze mną jak z laleczką z porcelany. Jakby tylko on wiedział, że pod tą twarda powłoką kryje się ktoś, kogo urazić bardzo łatwo. Chciałam by ta chwila trwała i trwała. Pocałunek się pogłębił, a ja po chwili już nie mogłam złapać oddechu. Tak samo jak on. Oderwaliśmy się od siebie i pierwsze słowa padły dopiero, gdy nasze oddechy powróciły do normalnego tempa.
- Kiedy powrócił ci wzrok? – spytałam ostrożnie, nadal trzymając dłoń na szorstkim od rzadkiego zarostu policzku.
Uśmiechnął się nieśmiało.
- Wczoraj wieczorem – powiedział nieśmiało.
- Czemu mi nie powiedziałeś? – popatrzyłam na niego, a on odwrócił wzrok wyraźnie zmieszany. Doskonale znałam odpowiedź. – Szybko się regenerujesz – uśmiechnęłam się. On również.
- To co? – odezwałam się ponownie, najwidoczniej dostałam posadę gaduły podtrzymującej poranną pogawędkę. – Robimy herbatkę? – odwróciłam się i kontynuowałam przerwaną przez niego czynność. Czułam na sobie jego wzrok. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy poczułam jego ciepłe dłonie na swoich biodrach.
-Proszę wstać. Sąd idzie – wszyscy wstali jak na rozkaz.
Widziałam oskarżonych rzucających spojrzenia pełne pogardy na każdego na sali. Alex stał koło mnie. Nasze palce były splecione. Obok mnie stał Shane. Z pewnością to widział, ale nie skomentował. I dobrze. Wiedziałam co będzie dalej. Wezwą świadka koronnego, on złoży zeznania, potem reszta świadków, wyrok i całe te męczące procedury, ale nie to mnie niepokoiło. Wiedziałam co będzie potem i to było najgorsze. Nie chciałam dopuścić tego do swojej świadomości.
- Nerson Alex proszony na świadka – po usłyszeniu tych słów, aż wstrzymałam oddech. Zacisnęłam palce na jego dłoni, nie chciałam go puścić. Spojrzał na mnie błagalnie, wiedział co się z tym wiąże. Chciałam zapamiętać go takim jakim był. W oczach stanęły mi łzy, kiedy jego ręka zostawiła moją. Wiodłam za nim wzrokiem.
Przedstawił się. Jeszcze nie wszystko stracone. Niech odmówi zeznań! Krzyczałam, niestety tylko w myślach. Doskonale wiedziałam, że nie może.
Kiedy z jego ust padły pierwsze słowa, które zaprzepaściły wszystko, nie wytrzymałam. Z oczu popłynęły mi łzy i pośpiesznie wyszłam z sali sądowej. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Czułam jak razem z łzami, spływa mój makijaż. Po chwili poczułam na sobie czyjąś dłoń na ramieniu. To był Shane. Patrzył na mnie ze zrozumieniem. Usiadł obok mnie i mnie przytulił. Wnerwiał mnie niemiłosiernie, ale kiedy trzeba, potrafił być dobrym nie tylko szefem, ale i przyjacielem. Wraz ze słoną cieczą powinien ujść żal, ale on zamiast maleć, wzmagał się coraz bardziej.
Pod salą pojawiłam się dopiero po ujawnieniu wyroku. Nadal nie miałam odwagi na nią wejść. Gdy było już po wszystkim, pierwsi wyszli zwykli świadkowie. Patrzyłam jak wychodzą kolejni ludzie, a mi serce zaczęło bić coraz mocniej i mocniej. Gdzie on jest?! Zaczęłam panikować. Moim umysłem zawładnęła myśl, że już nigdy go nie zobaczę. Wiedziałam, że to nieuniknione, ale chciałam się chociaż pożegnać…
Wyszedł. Szedł ze spuszczoną głową. Stanęłam przed nim, a on mógł patrzeć na moje czarne szpilki. Rozpoznał je. Ożywił się, ale nie podniósł wzroki. Po chwili wykonał gwałtowny ruch, którym po raz ostatni złączył nasze usta. Zgłębił pocałunek, łapczywie badając mój usta.
- Nerson – zawołali go.
Niechętnie oderwaliśmy się od siebie. Moje oczy przepełnione łzami zarejestrowały jego twarz. Jego czekoladowe oczy, malinowe usta, wszystko widziane po raz ostatni. Patrzyłam jak go zabierają. Śledziłam go wzrokiem, aż nie zniknął mi z pola widzenia.
Tego dnia nie mogłam usnąć. Cały czas miałam przed oczami obraz jego smutnych oczu, które na początku znajomości tak doszczętnie krył. Cała się trzęsłam. Zastanawiałam się czy już po operacji. Jak teraz wygląda. Jedyne co wiedziałam to to, że oczy pozostaną te same. Oczy, którymi nie pozwolił mi się nacieszyć do syta.

Moja stopa właśnie dotknęła ziemi, którą nazywają Kubą. Powinnam być roześmiana, ale jeszcze mi nie przeszło. Kochałam Abby za to, że tego nie krytykuje, a na dodatek mnie wspiera.
- Nie pozwól mi o nim myśleć – odezwałam się patrząc na horyzont. Poczułam na sobie jej zaciekawiony wzrok. – To mają być nasze wakacje – spojrzałam na nią. – Nie pozwól mi ich zepsuć.
Popatrzyłyśmy na siebie przez chwilę. Na szczęście opanowałam łzy. Abs podeszła do mnie i mocno przytuliła. Wtuliłam się w nią czując perfumy, które kupiłam jej na urodziny. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Ruszyłyśmy do hotelu. Muszę przyznać, że Shane się postarał. Nie dość, że ośrodek jest przy samej plaży to na dodatek, apartamenty są pięcio gwiazdkowe, oferta all inclusive, a jacuzzi i inne cudeńka są na wyciągnięcie ręki. Poczułam się jak w niebie.
Która mogła być? 16? Wbiegłyśmy do pokoju i po 10 minutach zachwycania się, chwyciłyśmy stroje kąpielowe w dłonie, przebrałyśmy się i zabrałyśmy za smarowanie kremami z filtrem. No co? Nie marnujemy ani jednej chwili.
W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Zanim którakolwiek z nas odpowiedziała, otworzyły się, a w nich stanął nie kto inny jak Shane. No nie to są jakieś żarty! Co, powie mi, że to był kawał i mam barć swój leniwy tyłek do pracy? A może okazało się, że mamy jakąś misję?
- Co ty tutaj robisz? – wysyczałam.
- Ciebie też miło widzieć Słoneczko – obdarował mnie uśmiechem, a ja zmroziłam go wzrokiem. – Spokojnie, chciałem wam kogoś tylko przedstawić – spojrzałam na niego jak na wariata. – Oto nasz nowy specjalista od powalonych łbów. Rozgryzie każdego psychopatę – on i jego dziwne poczucie humoru.
Po chwili, w drzwiach pojawił się przystojny chłopak w okularach przeciwsłonecznych. Popatrzyłam z ciekawością. Znałam je.
- Dziewczęta – co dziwne, patrzył tylko na mnie. – Poznajcie Chace’a Blacka – uśmiechnął się, a ów Chace zdjął okulary.
Wmurowało mnie. To te same czekoladowe tęczówki. To te oczy, którymi nie mogłam się nacieszyć. To on. To musiał być on.
Uśmiechnął się co potwierdziło moje przypuszczenia. Rzuciłam mu się w objęcia. Złapał mnie i trzymał jakby już nigdy miał nie puścić.
- Alex – wyszeptałam, a on złożył delikatny pocałunek na mojej szyi.
- Podziękuj Shane’owi – odpowiedział.
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Tym razem była utożsamieniem radości. Wciąż wtulona w ‘Blacka’ spojrzałam na szefa i powiedziałam:
- Dziękuję.
On tylko się uśmiechnął się i powiedział bezgłośne:
- Nie ma za co.

Candice

4 komentarze:

  1. ten shot jest niesamowity! kocham Cię Candice ♥ dziękuję za poprawę humoru xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Reakcja taka sama jak za pierwszym razem, czyli jhsdgfeercdifnjsadhfjdslk *.* i dziękuję pingwinie <(^^) ;3 ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. o Boże kocham too !!!! czytałam to wcześniej z 5 razy i mi sie to nie nudzi jest takie słodkie i wspaniałe !!!! Też tak chce !!!! Chyba pójde na kryminalistyke ♥ Kocham Cię

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity! Wzruszyłam się na końcówce c:

    OdpowiedzUsuń