Sherean’s POV
Patrzyłam się na
bruneta siedzącego tuż obok mnie i uśmiechającego się promiennie. Serio, to aż
razi.
Odepchnęłam go imitując uderzenie w policzek.
- Nie szczerz się tak.
- Nie mogę być szczęśliwy? – spytał się mnie jakby pod tym ukrywał się jakiś pod kontekst.
- A dlaczego jesteś szczęśliwy? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Po prostu.
- A, to logiczne – rzuciłam sarkastycznie.
Chyba dało się zauważyć, że opóźniający się samolot dał mi się we znaki.
- A więc gdzie się wybierasz?
- Do Las Vegas – odpowiedziałam bez emocji.
Zaśmiał się.
- Tego się domyśliłem. A gdzie konkretnie?
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- Spotkać starych znajomych – rzuciłam niedbale i znów spojrzałam w okno.
Nareszcie startowaliśmy. Uhh…
- Masz jakiś znajomych, których nie znam? – nie do końca ukrył zdziwienie.
- Wyobraź sobie… - mój głos przesiąkł sarkazmem.
Zamilkł.
Chwila…
- A ty gdzie jedziesz?
Widziałam jak rejestruje czy nikt nas nie usłyszy.
- Sprawy służbowe – spojrzał na mnie znacząc.
Towar.
Pokiwałam lekko głową na znak zrozumienia. Odwróciłam wzrok i zapatrzyłam się na oddalające się Los Angeles. Lot nie będzie długi, ale ciut nie na rękę mi była obecność Jake’a.
Może jednak Ethan mnie wydał? A on jest po to by mnie pilnować?
- A gdzie dokładnie będziesz pracował? – jak to zabawnie brzmi jak wiesz co się pod tym kryje..
- Gdzieś na obrzeżach.
- Ach… - i znów się wyłączyłam.
To kompletnie gdzie indziej.
Ponownie spojrzałam w okno i nie wierzyłam własnym oczom. W odbiciu zobaczyłam Justina. Co jest kurwa?! Przetarłam oczy i zniknął. Rany, mam zwidy. Ale dlaczego on? Popadłam w głębokie przemyślenia. Byłam ciekawa jak wyglądał ten jego pięciogwiazdkowy hotel. I zastanawiało mnie też to, dlaczego tak nagle wyszedł. Nie żeby mi to nie było na rękę, no ale sami pomyślcie. Na początku nie chciał odejść i po chwili zdecydował, że musi wracać. On coś kombinował, nie do końca wiedziałam co. Ale najważniejsze, że do końca tygodnia nie będę musiała oglądać żadnej wkurzającej mordy prócz Jake’a, ale to tylko przez następną godzinę. Ta myśl mnie odprężyła…
- A tak serio gdzie jedziesz? – spytał w końcu ten wnerwiający patol.
- Mówiłam ci, odwiedzić znajomych.
- Od kiedy ty masz znajomy w Las Vegas?
- Hmm…? Pomyślmy… - udawałam, że się zastanawiam. – To tak jakoś było przed tym jak zacząłeś się kurwa wtrącać w nieswoje sprawy – warknęłam.
- Ja kurwa po prostu wiem, że coś kręcisz i że to jest pewnie związane z tym całym Bieberem.
Prychnęłam.
- Wyobraź sobie, że nie wszystko się kręci wokół Biebera – popatrzyłam przed siebie unikając jego wzroku i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Jasne, jakoś nie chce mi się w to wierzyć – tym razem on prychnął.
- Czy ty musisz być taki wkurwiający? Myślałam, że już skończyliśmy ten temat – powiedziałam głośniej niż powinnam, bo już po chwili zjawiła się przy nas przemiła stewardesa, z pieprzonym uśmiechem, prosząc nas z dosadną uprzejmością o ciszę.
Rany, ci ludzie to dzisiaj podnoszą mi ciśnienie ponad przeciętną.
- Niby jaki temat?
- Jakbyś kurwa nie wiedział.
Nie no serio, zaraz wyjdę z siebie.
- Nie jesteśmy już razem, pamiętasz? – niezwykle mnie wnerwiał tego pięknego popołudnia.
- Rozumiem, że chcesz mieć wolną rękę, ale się kurwa martwię o twój pieprzony tyłek. Powinnaś być wdzięczna.
- Ty, patrz! Nadal żyję! - #sarcasm – Czyli jednak sama umiem zadbać o siebie.
- Zobaczymy jak długo – zrobił minę obrażonego i umilknął.
Dzięki Ci Boże.
Dalszą część tego uroczego (i znów sarkazm) lotu przebyliśmy w ciszy. Kiedy wylądowaliśmy, nadal się nie odzywał.
W tym ogólnym spustoszeniu na lotnisku udało mi się odnaleźć swój bagaż. Niestety z taksówką był już większy problem. Chodziłam dobre pół godziny po tym walonym postoju taksówek i do każdej była kilometrowa kolejka. No ja pierdole, zajebisty dzień. Już się nie mogę doczekać bliskiego spotkania z hotelowym łóżkiem. Mam nadzieję, że tamten się postarał i będzie ono nad wymiar wygodne.
No cóż, chyba jestem skazana na spacer. Z tego co zdążyłam się zorientować to w sumie nie było, aż tak daleko. Ciągnęłam za sobą swoją walizkę na kółkach całą przecznicę, aż trafiłam na kolejny postój taksówek. Tym razem było troszeczkę inaczej. Na moją korzyść. Mianowicie, to miejsce, świeciło pustkami. Wow, szłam tu zaledwie pięć minut.
Niewiele myśląc, wsiadłam do najlepiej wyglądającej i kazałam taksówkarzowi jechać pod hotel. Kierowca wydał się być niezwykle napalony, jakby jego żona nie zaspakajała jego potrzeb albo dopiero co urodziła. O rany…
Co chwila czułam na sobie jego wzrok, a pomyślcie co robił na światłach! Owszem, mało co mnie nie pożarł wzrokiem. Był obleśny. Na szczęście po 10 minutach mogłam już wysiąść z taksówki. Miałam nadzieję, że nie wszyscy taksówkarze są tutaj napaleni, bo będę zmuszona iść wszędzie na pieszo. Teraz miałam wrażenie, że za chwile nie wytrzyma i zgwałci mnie na tylnym siedzeniu, jak na to nie patrzeć, swojego miejsca pracy.
Byłam pod wrażeniem hotelu. Faktycznie miał pięć gwiazdek. Zdążyłam dojść do recepcji, a już przywitała mnie promiennym uśmiechem jakaś brunetka.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała tak cukierkowo, że chciało mi się rzygać.
- Tak. Zarezerwowałam tu pokój – podałam jej numer rezerwacji, a ona wstukała go do komputera.
Kiedy, najwyraźniej dane, wyskoczyły jej na ekranie, mina jej zbledła. Po chwili wyglądała jakby była zazdrosna. No wiem, ja przyjechałam do hotelu wypoczywać, a ona musi tu pracować nie wiadomo do której i siedzieć w tym ohydnym mundurku, ale nie przesadzajmy, mogę się założyć, że nie do wszystkich gości się tak odnosi.
- Coś nie tak?
- Nie, nie – zaprzeczyła szybko, za szybko.
Zmarszczyłam brwi.
Niepewnym ruchem odebrałam od niej kartę do pokoju, a ta na pożegnanie życzyła mi miłego pobytu, tak samo wyćwiczonym, cukierkowym tonem.
Momentalnie odebrano ode mnie bagaż i uroczy chłopak niósł mi go pod same drzwi pokoju 126. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i podziękowałam za pomoc. Kurde, byłam miła. A to dziwne.
Otworzyłam drzwi, weszłam do pokoju i mimowolnie westchnęłam. Pragnęłam bliskiego kontaktu z łóżkiem, więc odstawiłam walizkę i jak najszybciej ruszyłam w poszukiwaniu łóżka.
Kiedy je zobaczyłam… no cóż, nie tego się spodziewałam.
- Co jest kurwa?!
Odepchnęłam go imitując uderzenie w policzek.
- Nie szczerz się tak.
- Nie mogę być szczęśliwy? – spytał się mnie jakby pod tym ukrywał się jakiś pod kontekst.
- A dlaczego jesteś szczęśliwy? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Po prostu.
- A, to logiczne – rzuciłam sarkastycznie.
Chyba dało się zauważyć, że opóźniający się samolot dał mi się we znaki.
- A więc gdzie się wybierasz?
- Do Las Vegas – odpowiedziałam bez emocji.
Zaśmiał się.
- Tego się domyśliłem. A gdzie konkretnie?
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- Spotkać starych znajomych – rzuciłam niedbale i znów spojrzałam w okno.
Nareszcie startowaliśmy. Uhh…
- Masz jakiś znajomych, których nie znam? – nie do końca ukrył zdziwienie.
- Wyobraź sobie… - mój głos przesiąkł sarkazmem.
Zamilkł.
Chwila…
- A ty gdzie jedziesz?
Widziałam jak rejestruje czy nikt nas nie usłyszy.
- Sprawy służbowe – spojrzał na mnie znacząc.
Towar.
Pokiwałam lekko głową na znak zrozumienia. Odwróciłam wzrok i zapatrzyłam się na oddalające się Los Angeles. Lot nie będzie długi, ale ciut nie na rękę mi była obecność Jake’a.
Może jednak Ethan mnie wydał? A on jest po to by mnie pilnować?
- A gdzie dokładnie będziesz pracował? – jak to zabawnie brzmi jak wiesz co się pod tym kryje..
- Gdzieś na obrzeżach.
- Ach… - i znów się wyłączyłam.
To kompletnie gdzie indziej.
Ponownie spojrzałam w okno i nie wierzyłam własnym oczom. W odbiciu zobaczyłam Justina. Co jest kurwa?! Przetarłam oczy i zniknął. Rany, mam zwidy. Ale dlaczego on? Popadłam w głębokie przemyślenia. Byłam ciekawa jak wyglądał ten jego pięciogwiazdkowy hotel. I zastanawiało mnie też to, dlaczego tak nagle wyszedł. Nie żeby mi to nie było na rękę, no ale sami pomyślcie. Na początku nie chciał odejść i po chwili zdecydował, że musi wracać. On coś kombinował, nie do końca wiedziałam co. Ale najważniejsze, że do końca tygodnia nie będę musiała oglądać żadnej wkurzającej mordy prócz Jake’a, ale to tylko przez następną godzinę. Ta myśl mnie odprężyła…
- A tak serio gdzie jedziesz? – spytał w końcu ten wnerwiający patol.
- Mówiłam ci, odwiedzić znajomych.
- Od kiedy ty masz znajomy w Las Vegas?
- Hmm…? Pomyślmy… - udawałam, że się zastanawiam. – To tak jakoś było przed tym jak zacząłeś się kurwa wtrącać w nieswoje sprawy – warknęłam.
- Ja kurwa po prostu wiem, że coś kręcisz i że to jest pewnie związane z tym całym Bieberem.
Prychnęłam.
- Wyobraź sobie, że nie wszystko się kręci wokół Biebera – popatrzyłam przed siebie unikając jego wzroku i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Jasne, jakoś nie chce mi się w to wierzyć – tym razem on prychnął.
- Czy ty musisz być taki wkurwiający? Myślałam, że już skończyliśmy ten temat – powiedziałam głośniej niż powinnam, bo już po chwili zjawiła się przy nas przemiła stewardesa, z pieprzonym uśmiechem, prosząc nas z dosadną uprzejmością o ciszę.
Rany, ci ludzie to dzisiaj podnoszą mi ciśnienie ponad przeciętną.
- Niby jaki temat?
- Jakbyś kurwa nie wiedział.
Nie no serio, zaraz wyjdę z siebie.
- Nie jesteśmy już razem, pamiętasz? – niezwykle mnie wnerwiał tego pięknego popołudnia.
- Rozumiem, że chcesz mieć wolną rękę, ale się kurwa martwię o twój pieprzony tyłek. Powinnaś być wdzięczna.
- Ty, patrz! Nadal żyję! - #sarcasm – Czyli jednak sama umiem zadbać o siebie.
- Zobaczymy jak długo – zrobił minę obrażonego i umilknął.
Dzięki Ci Boże.
Dalszą część tego uroczego (i znów sarkazm) lotu przebyliśmy w ciszy. Kiedy wylądowaliśmy, nadal się nie odzywał.
W tym ogólnym spustoszeniu na lotnisku udało mi się odnaleźć swój bagaż. Niestety z taksówką był już większy problem. Chodziłam dobre pół godziny po tym walonym postoju taksówek i do każdej była kilometrowa kolejka. No ja pierdole, zajebisty dzień. Już się nie mogę doczekać bliskiego spotkania z hotelowym łóżkiem. Mam nadzieję, że tamten się postarał i będzie ono nad wymiar wygodne.
No cóż, chyba jestem skazana na spacer. Z tego co zdążyłam się zorientować to w sumie nie było, aż tak daleko. Ciągnęłam za sobą swoją walizkę na kółkach całą przecznicę, aż trafiłam na kolejny postój taksówek. Tym razem było troszeczkę inaczej. Na moją korzyść. Mianowicie, to miejsce, świeciło pustkami. Wow, szłam tu zaledwie pięć minut.
Niewiele myśląc, wsiadłam do najlepiej wyglądającej i kazałam taksówkarzowi jechać pod hotel. Kierowca wydał się być niezwykle napalony, jakby jego żona nie zaspakajała jego potrzeb albo dopiero co urodziła. O rany…
Co chwila czułam na sobie jego wzrok, a pomyślcie co robił na światłach! Owszem, mało co mnie nie pożarł wzrokiem. Był obleśny. Na szczęście po 10 minutach mogłam już wysiąść z taksówki. Miałam nadzieję, że nie wszyscy taksówkarze są tutaj napaleni, bo będę zmuszona iść wszędzie na pieszo. Teraz miałam wrażenie, że za chwile nie wytrzyma i zgwałci mnie na tylnym siedzeniu, jak na to nie patrzeć, swojego miejsca pracy.
Byłam pod wrażeniem hotelu. Faktycznie miał pięć gwiazdek. Zdążyłam dojść do recepcji, a już przywitała mnie promiennym uśmiechem jakaś brunetka.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała tak cukierkowo, że chciało mi się rzygać.
- Tak. Zarezerwowałam tu pokój – podałam jej numer rezerwacji, a ona wstukała go do komputera.
Kiedy, najwyraźniej dane, wyskoczyły jej na ekranie, mina jej zbledła. Po chwili wyglądała jakby była zazdrosna. No wiem, ja przyjechałam do hotelu wypoczywać, a ona musi tu pracować nie wiadomo do której i siedzieć w tym ohydnym mundurku, ale nie przesadzajmy, mogę się założyć, że nie do wszystkich gości się tak odnosi.
- Coś nie tak?
- Nie, nie – zaprzeczyła szybko, za szybko.
Zmarszczyłam brwi.
Niepewnym ruchem odebrałam od niej kartę do pokoju, a ta na pożegnanie życzyła mi miłego pobytu, tak samo wyćwiczonym, cukierkowym tonem.
Momentalnie odebrano ode mnie bagaż i uroczy chłopak niósł mi go pod same drzwi pokoju 126. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i podziękowałam za pomoc. Kurde, byłam miła. A to dziwne.
Otworzyłam drzwi, weszłam do pokoju i mimowolnie westchnęłam. Pragnęłam bliskiego kontaktu z łóżkiem, więc odstawiłam walizkę i jak najszybciej ruszyłam w poszukiwaniu łóżka.
Kiedy je zobaczyłam… no cóż, nie tego się spodziewałam.
- Co jest kurwa?!
----------------------------------------------------
Witam wszystkich,
mam nadzieję iż miło się czytało.
Możliwe, że zauważyliście mój oficjalny ton. Tak, udzielił mi się od pewnego Szarego ;3
Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi i właśnie w tej chwili ich pozdrawiam.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
to się chyba nigdy nie zmieni.
Jest mi niezmiernie przykro z tego, iż muszę Wam przekazać smutną wiadomość. Zbliża się rozpoczęcie roku szkolnego i w związku z tym rozdziały będą się pojawiać rzadziej.
Mam jednak też jedną dobrą wiadomość. Napisałam oneshota na podstawie historii wymyślonej przez moje przyjaciółki.
Ktoś ciekawy?
Pozdrowienia dla kochanej Jas i Stelli xx.
Do następnego.
Całuję,
*już nie taka jak kiedyś* Candice
Witam wszystkich,
mam nadzieję iż miło się czytało.
Możliwe, że zauważyliście mój oficjalny ton. Tak, udzielił mi się od pewnego Szarego ;3
Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi i właśnie w tej chwili ich pozdrawiam.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
to się chyba nigdy nie zmieni.
Jest mi niezmiernie przykro z tego, iż muszę Wam przekazać smutną wiadomość. Zbliża się rozpoczęcie roku szkolnego i w związku z tym rozdziały będą się pojawiać rzadziej.
Mam jednak też jedną dobrą wiadomość. Napisałam oneshota na podstawie historii wymyślonej przez moje przyjaciółki.
Ktoś ciekawy?
Pozdrowienia dla kochanej Jas i Stelli xx.
Do następnego.
Całuję,
*już nie taka jak kiedyś* Candice
a tam Justin haha. Nie moge się doczekać następnego rozdziału. Powodzenia xx @beyoursolider
OdpowiedzUsuńsuper rozdział.
OdpowiedzUsuńŚwietny! Niby nic się nie dzieje,a ciekawy jest c: Wybacz, że nie poinformowałam o moim nowym @username :c @ilysm_Demi
OdpowiedzUsuńSuper <:
OdpowiedzUsuńcuteewish.blogspot.com
Wspaniały rozdział nie wiem jak wytrzymam bez Twoich rozdziałów w roku szkolnym bo je pokochałam i się chyba uzależniłam ♥ + dziękuje za rady na temat bloga. Jesteś wspaniała <3
OdpowiedzUsuńdodaj dziś rozdział tak na pożegnanie wakacji !!! ♥ Kocham,Jas xx ♥
OdpowiedzUsuń