Szybkie pytanie na początek. Mam kilka oneshotów w zanadrzu, czy ktoś chciałby się z nimi zapoznać?
Odp. w komentarzu ;3
Sherean’s POV
Podniosłam z
łóżka koszulkę, która zdecydowanie należała do jakiegoś chłopaka. Poczułam
znajome perfumy. Zmarszczyłam brwi, kiedy zauważyłam w łazience ruch. Po chwili
było już słychać odkręconą wodę. No nie wierzę. Koleś bierze prysznic w moim
pokoju hotelowym!
Teraz przynajmniej znałam powód, dla którego recepcjonistka miała ochotę wbić mi nóż w serce. No dobra, próbować wbić mi nóż w serce.
Uśmiechnęłam się do siebie na samą wizję jej lecącej do mnie z narzędziem, którego najprawdopodobniej nie umiałaby użyć.
Usłyszałam skoczną melodię, znaną również jako mój dzwonek. Odebrałam telefon.
- Coś nie tak? – zwróciłam się do Ethana.
- Jesteś już w Vegas?
- Tak – zaczęłam przyglądać się moim paznokciom.
Muszę przyznać, nie chwaląc się, były doskonałe.
- Wiesz, że Jake ma tam zlecenie?
- Wiem.
- Skąd? – nie ukrywał zdziwienia.
- Leciał obok mnie – odpowiedziałam podirytowanym tonem. – Tylko tyle chciałeś mi przekazać?
- Yyy… nie.
Odrzuciłam głowę w tył w geście irytacji.
- To co jeszcze?
- Chciałem się upewnić czy wiesz jak odebrać leki.
Ja pierdolę… czy ja wyglądam jak 2-latka?
- A jak myślisz Sherlocku?
Usłyszałam pomruk niezadowolenia.
- Wyobraź sobie, że jeszcze pamiętam jak wygląda Clark – mruknęłam. – Nie rozumiem dlaczego nie można kupić tych leków w zwykłej aptece.
- Już ci mówiłem. Są na bazie narkotyków.
- No i co z tego? – prychnęłam. – To już wszystko?
- Chyba tak.
- Świetnie – rozłączyłam się.
Opadłam bezwładnie na łóżko, schowałam twarz w dłonie i odetchnęłam. Nie wiem czy to był znak zmęczenia, irytacji czy może jeszcze czegoś innego.
- Ciężki dzień? – usłyszałam męski głos i od razu wróciłam do pozycji siedzącej.
Przede mną stał Justin, ‘ubrany’ jedynie w ręcznik. Jego włosy były jeszcze mokre, a po jego skórze spływały pojedyncze kropelki wody, co doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Powiedz mi co ty tu do cholery robisz?!
- Wow, spokojnie.
Spojrzałam na niego spode łba.
- Przyjechałem zwiedzić Las Vegas – uśmiechnął się zadowolony z siebie i skierował się do walizki.
- A ten prawdziwy powód? – wstałam z założonymi rękoma.
Przyłożył prawą dłoń do klatki piersiowej na wysokości serca i udawał urażonego. Uniosłam brew w geście pt. „Serio?”, a on się zaśmiał.
- Lubię wycieczki – przewróciłam oczami.
- Zbieraj się – powiedziałam beznamiętnie.
- Niby gdzie? – na pewno nie spodziewał się po mnie takiej reakcji.
- Nie wiem. Byle jak najdalej ode mnie. Przecież lubisz wycieczki – chyba odruchowo odtrącam ludzi. Taki nawyk.
Justin patrzył na mnie jakbym właśnie mu powiedziała, że jestem w ciąży z organistą.
- Wcale tego nie chcesz – odparł po chwilowym studiowaniu mojej twarzy.
Zdecydowanie nie spodobało mi się to.
- Co cię obchodzi co ja chcę? Masz się wynieść. Nie mam zamiaru się z tobą użerać! – powiedziałam i zniknęłam w drugim pokoju.
Ujrzałam drzwi balkonowe. Wyszłam na świeże powietrze, oparłam się o barierkę i zapaliłam papierosa. Wiem, że Ethan by mnie zamordował mówiąc, że ‘pogarszam swoją sytuację’. Ale Ethana tu nie ma…
Po jakiś 10 minutach usłyszałam jak drzwi się zatrzaskują. Poszłam z powrotem do salonu, ale nikogo tam nie było. Zastałam jedynie moją nierozpakowaną walizkę.
Posłuchał mnie.
Nie wiem dlaczego, ale poczułam się źle. A przecież lubiłam jak wszystko szło po mojej myśli. Tyle, że w tej chwili nie byłam pewna czy to jest to co naprawdę myślałam. Westchnęłam.
Wyciągnęłam plan miasta i wyszukałam mój hotel oraz klub Candy. Justin się spisał, faktycznie było blisko.
Mimowolnie przełknęłam głośno ślinę.
Spojrzałam na godzinę. Nie mam pojęcia kiedy straciłam rachubę, ale było już po północy i szczerze powiedziawszy, nigdzie nie chciało mi się ruszyć.
Weszłam do łazienki i poczułam znajome perfumy. Znowu. Nie, że były brzydkie, ale chciałam żeby ten zapach zniknął. Zobaczyłam buteleczkę z owym zapachem. Zostawił je. Nie wiedziałam czy zrobił to umyślnie, czy też nie. Po nim można się było wszystkiego spodziewać.
Gdzieś w sobie poczułam niezrozumiałą potrzebę oddania mu jego własności. Miałam wrażenie, że działam jakby w panice. Szybko odszukałam swój telefon. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że już nie mam na sobie bluzki. Teraz świat mógł oglądać mój czerwony stanik z czarną koronką.
Już miałam do niego zadzwonić, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie bardzo wiem, jak zareaguje, także rozsądniejszym rozwiązanie będzie wiadomość.
Teraz przynajmniej znałam powód, dla którego recepcjonistka miała ochotę wbić mi nóż w serce. No dobra, próbować wbić mi nóż w serce.
Uśmiechnęłam się do siebie na samą wizję jej lecącej do mnie z narzędziem, którego najprawdopodobniej nie umiałaby użyć.
Usłyszałam skoczną melodię, znaną również jako mój dzwonek. Odebrałam telefon.
- Coś nie tak? – zwróciłam się do Ethana.
- Jesteś już w Vegas?
- Tak – zaczęłam przyglądać się moim paznokciom.
Muszę przyznać, nie chwaląc się, były doskonałe.
- Wiesz, że Jake ma tam zlecenie?
- Wiem.
- Skąd? – nie ukrywał zdziwienia.
- Leciał obok mnie – odpowiedziałam podirytowanym tonem. – Tylko tyle chciałeś mi przekazać?
- Yyy… nie.
Odrzuciłam głowę w tył w geście irytacji.
- To co jeszcze?
- Chciałem się upewnić czy wiesz jak odebrać leki.
Ja pierdolę… czy ja wyglądam jak 2-latka?
- A jak myślisz Sherlocku?
Usłyszałam pomruk niezadowolenia.
- Wyobraź sobie, że jeszcze pamiętam jak wygląda Clark – mruknęłam. – Nie rozumiem dlaczego nie można kupić tych leków w zwykłej aptece.
- Już ci mówiłem. Są na bazie narkotyków.
- No i co z tego? – prychnęłam. – To już wszystko?
- Chyba tak.
- Świetnie – rozłączyłam się.
Opadłam bezwładnie na łóżko, schowałam twarz w dłonie i odetchnęłam. Nie wiem czy to był znak zmęczenia, irytacji czy może jeszcze czegoś innego.
- Ciężki dzień? – usłyszałam męski głos i od razu wróciłam do pozycji siedzącej.
Przede mną stał Justin, ‘ubrany’ jedynie w ręcznik. Jego włosy były jeszcze mokre, a po jego skórze spływały pojedyncze kropelki wody, co doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Powiedz mi co ty tu do cholery robisz?!
- Wow, spokojnie.
Spojrzałam na niego spode łba.
- Przyjechałem zwiedzić Las Vegas – uśmiechnął się zadowolony z siebie i skierował się do walizki.
- A ten prawdziwy powód? – wstałam z założonymi rękoma.
Przyłożył prawą dłoń do klatki piersiowej na wysokości serca i udawał urażonego. Uniosłam brew w geście pt. „Serio?”, a on się zaśmiał.
- Lubię wycieczki – przewróciłam oczami.
- Zbieraj się – powiedziałam beznamiętnie.
- Niby gdzie? – na pewno nie spodziewał się po mnie takiej reakcji.
- Nie wiem. Byle jak najdalej ode mnie. Przecież lubisz wycieczki – chyba odruchowo odtrącam ludzi. Taki nawyk.
Justin patrzył na mnie jakbym właśnie mu powiedziała, że jestem w ciąży z organistą.
- Wcale tego nie chcesz – odparł po chwilowym studiowaniu mojej twarzy.
Zdecydowanie nie spodobało mi się to.
- Co cię obchodzi co ja chcę? Masz się wynieść. Nie mam zamiaru się z tobą użerać! – powiedziałam i zniknęłam w drugim pokoju.
Ujrzałam drzwi balkonowe. Wyszłam na świeże powietrze, oparłam się o barierkę i zapaliłam papierosa. Wiem, że Ethan by mnie zamordował mówiąc, że ‘pogarszam swoją sytuację’. Ale Ethana tu nie ma…
Po jakiś 10 minutach usłyszałam jak drzwi się zatrzaskują. Poszłam z powrotem do salonu, ale nikogo tam nie było. Zastałam jedynie moją nierozpakowaną walizkę.
Posłuchał mnie.
Nie wiem dlaczego, ale poczułam się źle. A przecież lubiłam jak wszystko szło po mojej myśli. Tyle, że w tej chwili nie byłam pewna czy to jest to co naprawdę myślałam. Westchnęłam.
Wyciągnęłam plan miasta i wyszukałam mój hotel oraz klub Candy. Justin się spisał, faktycznie było blisko.
Mimowolnie przełknęłam głośno ślinę.
Spojrzałam na godzinę. Nie mam pojęcia kiedy straciłam rachubę, ale było już po północy i szczerze powiedziawszy, nigdzie nie chciało mi się ruszyć.
Weszłam do łazienki i poczułam znajome perfumy. Znowu. Nie, że były brzydkie, ale chciałam żeby ten zapach zniknął. Zobaczyłam buteleczkę z owym zapachem. Zostawił je. Nie wiedziałam czy zrobił to umyślnie, czy też nie. Po nim można się było wszystkiego spodziewać.
Gdzieś w sobie poczułam niezrozumiałą potrzebę oddania mu jego własności. Miałam wrażenie, że działam jakby w panice. Szybko odszukałam swój telefon. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że już nie mam na sobie bluzki. Teraz świat mógł oglądać mój czerwony stanik z czarną koronką.
Już miałam do niego zadzwonić, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie bardzo wiem, jak zareaguje, także rozsądniejszym rozwiązanie będzie wiadomość.
Mam twoje perfumy.
Zero emocji. A
ja się trzęsłam. Czemu? Sama nie wiem. Siedziałam na łóżku i czekałam z
niecierpliwością na odpowiedź, ale ona nie przychodziła. Czyżby mnie
zignorował? Nie była do tego przyzwyczajona. Normalnie to chłopak byłby już pod
moimi drzwiami. Czemu on musiał by inny?
Ktoś zapukał do drzwi. Poderwałam się momentalnie i niewiele myśląc otworzyłam je. Stał w nich chłopak, który pomógł mi z bagażami. Był widocznie zakłopotany i usiłował się patrzeć wszędzie, tylko nie na mnie.
Cholera.
- Oj – spojrzałam w dół na mój nagi brzuch. – Momencik.
Chłopak już lekko zaczerwieniony tylko skinął głową, wciąż patrząc się w zupełnie inną stronę. Chwyciłam pierwszą lepszą koszulkę i założyłam ją.
- Już – rzuciłam, z powrotem pojawiając się w drzwiach. – W czymś mogę pomóc?
Nie miałam pojęcia czemu, ale dla niego zawsze byłam miła. To aż nienaturalne.
- Yyy… - nadal czerwony. – Pewien mężczyzna poprosił mnie, żeby Pani to przekazał – podał mi kopertę, na której starannym pismem, ktoś napisał moje imię. – I kazał przynieść nowe ręczniki.
Nadal był zakłopotany, ale to w pewnym sensie było urocze.
- Wszystko okay, tylko nie mów do mnie ‘pani’. Jestem Sherean – wyciągnęłam do niego dłoń.
Uśmiechnął się powalająco i uścisnął moją rękę.
- Jace, miło mi.
- Mi również.
Chwilę patrzyliśmy się nawzajem na siebie, lecz po chwili usłyszałam dźwięk krótkofalówki, przez którą jakaś kobieta wzywała go do recepcji.
- Muszę już iść – powiedział odrobinę zawiedziony.
Jak zawsze. Wewnątrz siebie triumfowałam.
- Ale myślę, że jeszcze się zobaczymy – powiedziała uśmiechając się promiennie.
- Na pewno – również się uśmiechnął i oddalił się powoli.
Nareszcie szło po mojej myśli. Zgodnie z regułą. Żadnych Justinów łamiących zasady.
Właśnie, Justin. Byłam niemal pewna, że to on kazał przekazać liścik.
Otworzyłam go i zastałam równie staranne pismo jak na kopercie.
Ktoś zapukał do drzwi. Poderwałam się momentalnie i niewiele myśląc otworzyłam je. Stał w nich chłopak, który pomógł mi z bagażami. Był widocznie zakłopotany i usiłował się patrzeć wszędzie, tylko nie na mnie.
Cholera.
- Oj – spojrzałam w dół na mój nagi brzuch. – Momencik.
Chłopak już lekko zaczerwieniony tylko skinął głową, wciąż patrząc się w zupełnie inną stronę. Chwyciłam pierwszą lepszą koszulkę i założyłam ją.
- Już – rzuciłam, z powrotem pojawiając się w drzwiach. – W czymś mogę pomóc?
Nie miałam pojęcia czemu, ale dla niego zawsze byłam miła. To aż nienaturalne.
- Yyy… - nadal czerwony. – Pewien mężczyzna poprosił mnie, żeby Pani to przekazał – podał mi kopertę, na której starannym pismem, ktoś napisał moje imię. – I kazał przynieść nowe ręczniki.
Nadal był zakłopotany, ale to w pewnym sensie było urocze.
- Wszystko okay, tylko nie mów do mnie ‘pani’. Jestem Sherean – wyciągnęłam do niego dłoń.
Uśmiechnął się powalająco i uścisnął moją rękę.
- Jace, miło mi.
- Mi również.
Chwilę patrzyliśmy się nawzajem na siebie, lecz po chwili usłyszałam dźwięk krótkofalówki, przez którą jakaś kobieta wzywała go do recepcji.
- Muszę już iść – powiedział odrobinę zawiedziony.
Jak zawsze. Wewnątrz siebie triumfowałam.
- Ale myślę, że jeszcze się zobaczymy – powiedziała uśmiechając się promiennie.
- Na pewno – również się uśmiechnął i oddalił się powoli.
Nareszcie szło po mojej myśli. Zgodnie z regułą. Żadnych Justinów łamiących zasady.
Właśnie, Justin. Byłam niemal pewna, że to on kazał przekazać liścik.
Otworzyłam go i zastałam równie staranne pismo jak na kopercie.
Wiem, że masz coś mojego.
Czyli zrobił to
umyślnie. Jedziemy dalej.
Zapamiętaj ten zapach, po
nim mnie znajdziesz.
Znów przerwa. Co
za kretyn! Myśli, że chcę go odszukać… dobra! Ma rację, ale co z tego? Wysokie
ego w tym układzie mogę mieć tylko ja.
Wiem, że chcesz mnie
zobaczyć, a ja chce odzyskać to co powinno być moje.
Dlaczego miałam
wrażenie, że wcale nie mówił o perfumach?
---------------------------------------------------
Witam!
Za namową Jas, rozdział pojawił się dzisiaj, ale za to na kolejny trzeba będzie poczekać ;c
Mam nadzieję, że się podobało. Końcówka nietypowa jak dla mnie, ale cóż.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Mało ostatnio Was tutaj, ale dziękuję każdemu kto to czyta. Jesteście wspaniali.
Często czytam Wasza komentarze i mam ochotę odpisać w następnej notce wszystkim, bo gdybym chciała odpowiadać w formie komentarza, miałabym spam ;/
Będę się jednak starać ;3
A więc... do napisania?
Buziaki,
Za namową Jas, rozdział pojawił się dzisiaj, ale za to na kolejny trzeba będzie poczekać ;c
Mam nadzieję, że się podobało. Końcówka nietypowa jak dla mnie, ale cóż.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Mało ostatnio Was tutaj, ale dziękuję każdemu kto to czyta. Jesteście wspaniali.
Często czytam Wasza komentarze i mam ochotę odpisać w następnej notce wszystkim, bo gdybym chciała odpowiadać w formie komentarza, miałabym spam ;/
Będę się jednak starać ;3
A więc... do napisania?
Buziaki,
Candice
Ps. piszcie co z oneshotami, jeśli się spodoba, to będę się starać umieszczać niektóre ;3
CANDICE! ♥ Jesteś wspaniała dziękujemy za rozdział jest niesamowity <3 oczywiście że chcemy oneshoty :* Kocham Cięę ♥♥♥
OdpowiedzUsuńNie wiem już co pisać. Z każdym kolejnym jest coraz lepiej i ciekawiej. Świetnie piszesz!
OdpowiedzUsuń@ilysm_Demi
,,Justin patrzył na mnie jakbym właśnie mu powiedziała, że jestem w ciąży z organistą.'' boskie porównanie skarbie !!!
OdpowiedzUsuńJace coś mi mówi że to nieprzyadek !♥. Nie noo rozdział świetny jak zawsze słońce. Bardzo Cię kocham ;**** /JAS xx
Anonimek na górze dobrze gada <3 porównanie kocham xoxo i to opowiadanie też :*
OdpowiedzUsuńJeju świetnie piszesz! Uwielbiam one-schoty, pokaż nam koniecznie, z Twoim talentem muszą być cudowne!
OdpowiedzUsuńSuper kiedy nowy ? Kcc<3
OdpowiedzUsuń