PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD RODZIAŁEM
Dziękuję i... ENJOY ♥
Dziękuję i... ENJOY ♥
Sherean’s POV
Nienawidzę
aroganckich dupków. Po otrzymaniu wiadomości, moje ciśnienie z powrotem
poszybowało niepotrzebnie w górę. Zgniotłam papier w kulkę i cisnęłam nią przez
cały pokój, by mogła odbić się od ściany i wylądować na podłodze. Z
zaciśniętymi zarówno zębami jak i pięściami pomaszerowałam do łazienki.
Stwierdziłam, że w tej sytuacji, prysznic będzie zbawienny. Miałam rację.
Kiedy położyłam się na łóżku, poczułam ciężar całego dnia. Byłam silna, ale nie lubiłam, gdy ktoś wyprowadzał mnie z równowagi. A to robił najczęściej Justin. Dziękowałam Bogu, że już się wyniósł. Nie wiedziałam tylko co mam zrobić z jego perfumami. Wyrzucić?
Zasnęłam.
Obudziło mnie dopiero ciche pukanie do drzwi. Aż się zdziwiłam, że taki nikły dźwięk wyrwał mnie ze snu.
Podniosłam się i pomaszerowałam do drzwi.
- Hej – powiedziałam lekko zaspana, gdy zauważyłam Jace’a.
- Hej – uśmiechnął się. – Czemu zawsze, kiedy przychodzę, nie masz jakiejś części garderoby? – delikatnie się zaśmiał.
Spojrzałam na siebie. Faktycznie, miałam na sobie jedynie trochę za dużą koszulkę. Nie miałam siły szukać piżamy.
Zaśmiałam się.
- Przyniosłem ci śniadanie – dodał, widocznie zadowolony z siebie.
Ja również uśmiechnęłam się dumnie. Błogie rozpieszczanie. Tego mi było trzeba.
- Każdy gość ma takie luksusy? – uśmiechnęłam się znacząco.
- I tak, i nie.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Jeśli zamówisz, będziesz miała, jeśli nie, to nie.
Zaśmiałam się.
- Ja sobie nie przypominam, żebym cokolwiek zamawiała – stałam oparta o drzwi, w stroju, który odsłaniał całe moje nogi (tak, przypominam).
- Powiedzmy, że zrobiłem dla ciebie wyjątek. Pomyślałem, że będziesz głodna.
- To miło z twojej strony – uśmiechnęłam się i pozwoliłam mu wejść do pokoju.
Postawił tacę i kiedy się odwracał, mało co na mnie nie wpadł. Już miałam się wyłożyć plackiem na podłodze, ale na szczęście mnie złapał.
Popatrzyłam w jego niebieskie oczy. Przypominały trochę ocean. Lubię ocean.
- Eee… - pomógł mi wrócić do pionu. – Chyba muszę już lecieć – poprawił sobie włosy w zakłopotaniu.
- Na pewno? – uniosłam brew.
Popatrzył na mnie i nie wiedział co powiedzieć.
- Nie – odpowiedział w końcu niepewnie.
Tak myślałam.
Podeszłam radośnie do stołu i zaczęłam przyglądać się apetycznemu śniadaniu. Naleśniki z owocami, jakie to banalne. Ale smaczne.
Już miałam zacząć jeść, kiedy mój telefon zawibrował.
Wiadomość. Numer zastrzeżony. To prawie nigdy nie wróży nic dobrego.
Kiedy położyłam się na łóżku, poczułam ciężar całego dnia. Byłam silna, ale nie lubiłam, gdy ktoś wyprowadzał mnie z równowagi. A to robił najczęściej Justin. Dziękowałam Bogu, że już się wyniósł. Nie wiedziałam tylko co mam zrobić z jego perfumami. Wyrzucić?
Zasnęłam.
Obudziło mnie dopiero ciche pukanie do drzwi. Aż się zdziwiłam, że taki nikły dźwięk wyrwał mnie ze snu.
Podniosłam się i pomaszerowałam do drzwi.
- Hej – powiedziałam lekko zaspana, gdy zauważyłam Jace’a.
- Hej – uśmiechnął się. – Czemu zawsze, kiedy przychodzę, nie masz jakiejś części garderoby? – delikatnie się zaśmiał.
Spojrzałam na siebie. Faktycznie, miałam na sobie jedynie trochę za dużą koszulkę. Nie miałam siły szukać piżamy.
Zaśmiałam się.
- Przyniosłem ci śniadanie – dodał, widocznie zadowolony z siebie.
Ja również uśmiechnęłam się dumnie. Błogie rozpieszczanie. Tego mi było trzeba.
- Każdy gość ma takie luksusy? – uśmiechnęłam się znacząco.
- I tak, i nie.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Jeśli zamówisz, będziesz miała, jeśli nie, to nie.
Zaśmiałam się.
- Ja sobie nie przypominam, żebym cokolwiek zamawiała – stałam oparta o drzwi, w stroju, który odsłaniał całe moje nogi (tak, przypominam).
- Powiedzmy, że zrobiłem dla ciebie wyjątek. Pomyślałem, że będziesz głodna.
- To miło z twojej strony – uśmiechnęłam się i pozwoliłam mu wejść do pokoju.
Postawił tacę i kiedy się odwracał, mało co na mnie nie wpadł. Już miałam się wyłożyć plackiem na podłodze, ale na szczęście mnie złapał.
Popatrzyłam w jego niebieskie oczy. Przypominały trochę ocean. Lubię ocean.
- Eee… - pomógł mi wrócić do pionu. – Chyba muszę już lecieć – poprawił sobie włosy w zakłopotaniu.
- Na pewno? – uniosłam brew.
Popatrzył na mnie i nie wiedział co powiedzieć.
- Nie – odpowiedział w końcu niepewnie.
Tak myślałam.
Podeszłam radośnie do stołu i zaczęłam przyglądać się apetycznemu śniadaniu. Naleśniki z owocami, jakie to banalne. Ale smaczne.
Już miałam zacząć jeść, kiedy mój telefon zawibrował.
Wiadomość. Numer zastrzeżony. To prawie nigdy nie wróży nic dobrego.
Ten chłopak siedzi już u
ciebie za długo.
Jesteś tego pewna?
Jesteś tego pewna?
Na pierwszy rzut
oka, te dwa zdania nie mają sensu, ale ja go znam. Ktoś mnie obserwuje, a to
niedobrze. Bardzo niedobrze. Patrzyłam w ekran z nieukrywanym niepokojem.
Przełknęłam ślinę i zwróciłam się do Jace’a.
- Chyba już musisz iść – nawet na niego nie spojrzałam.
Po chwili opuścił mój pokój, a ja wciąż patrzyłam się na wiadomość. Złapałam się za skronie i zaczęłam zapamiętale je masować.
Dobra, trzeba się uspokoić. Nie ma takiej sytuacji, w której bym nie dała rady. Po prostu pójdę dzisiaj do Clarka po leki i będę miała z głowy.
- Chyba już musisz iść – nawet na niego nie spojrzałam.
Po chwili opuścił mój pokój, a ja wciąż patrzyłam się na wiadomość. Złapałam się za skronie i zaczęłam zapamiętale je masować.
Dobra, trzeba się uspokoić. Nie ma takiej sytuacji, w której bym nie dała rady. Po prostu pójdę dzisiaj do Clarka po leki i będę miała z głowy.
Po 8 p.m. byłam
już gotowa do wyjścia. Innych może by przerażała ilość gotówki upchana w mojej
torebce, no ale cóż, jak mus to mus.
Zadzwoniłam jeszcze szybko do Ethana.
- Dzwoniłeś do Clarka? – rzuciłam bez zbędnych przywitań.
- Hę?
- Żeby mu powiedzieć, że dzisiaj przyjdę. Żeby miał wszystko przygotowane. Nie chcę mu tłumaczyć wszystkiego w tym cholernym klubie, za dużo świadków. Chcę to mieć szybko z głowy.
- A tak, tak. Już dzwonie.
- Pośpiesz się.
Rozłączyłam się. Byłam trochę zła. Jeszcze ten sms. Chodziłam w jedną i w drugą i cała się trzęsłam. Na dzisiaj nie starczyło mi już leków, dlatego tak ważne jest uzyskanie ich tego wieczoru.
Po chwili zadzwonił do mnie Ethan.
- Czego?
- Clark powiedział, że twoje leki będą u barmana. Powiedz, ze Clark zostawił tam dla ciebie paczkę. Nie musisz brać pieniędzy. Ściągnął opłatę z twojego konta.
Rozłączyłam się i zaczęłam przekładać kasę z podręcznej torebki do walizki. Trochę roztrzęsiona z powodu braku leków, zamknęłam drzwi od pokoju i udałam się do windy. Zjechałam na sam dół i wychodząc zauważyłam Jace’a. Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie i niemal wybiegłam z hotelu.
Kiedy dotarłam do Candy, już od progu przywitał mnie odór alkoholu, dym papierosowy, głośna muzyka i oślepiające światła. Brawo Clark. Najwyraźniej facet coś myśli, przynajmniej.
Przekroczyłam próg, nawet nie zdając sobie sprawy jak niepewnie kroczyła. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Na szczęście bar był widoczny mimo różnych, denerwująco mrugających świecidełek. Przystanęłam na chwilę by ochłonąć i już po kilkunastu sekundach, szłam pewnie przez klub. Prócz barmana, przy barze widziałam tylko jakiegoś chłopaka. Cała reszta bawiła się na parkiecie czy robiła Bóg wie co w innych częściach budynku. W rogu, w otoczeniu masy napalonych lasek, które najprawdopodobniej nie mają nic lepszego do roboty, albo… dobra, nieważne, zauważyłam Clarka. On też mnie zauważył.
- Sherean – próbował przekrzyczeć muzykę tym swoim aroganckim głosem.
Może i miał w ch… dużo kasy, ale niech nie zapomina, że taką władzę to i ja posiadam.
- John – jak dla mnie, jego imię dziwnie brzmiało. Bardziej pasowało po prostu Clark.
- Ostatnia dawka?
- Nareszcie – powiedziałam z ulgą i moja twarz przyjęła na siebie zadowolony uśmieszek. – Już nie będę musiała nigdy więcej dobijać z tobą targu – cmoknęłam powietrze i ruszyłam pewnym krokiem we wcześniej obrany kierunek.
Oparłam się o blat i jak na moje nieszczęście pełno spoconych, obrzydliwych typów i kilka ‘prawie’ ubranych dziewczyn, zwaliła się barmanowi na głowę. Bezskutecznie go wołałam. Kilka razy przeszłam w te i na zad, ale to nic nie dało. Uznałam to za zrządzenie losu. Poczułam już od dawna prześladujący mnie ból w klatce piersiowej. Niedostarczanie leków dawało o sobie znać. Mój kochany, nie do końca funkcjonujący tak jak trzeba organizm i ta cała mieszanina potu, alkoholu i dymu, to nie to co mi pomaga. Fakt, czasem sama doprowadzam się do stanu, do którego zdecydowanie nie powinnam dopuścić w mojej sytuacji, ale kto powiedział, że jestem rozsądna? Na szczęście nikt tak nie sądzi i nie jestem do niczego zobowiązana, choć i tak pewnie zrobiłabym to co chce. Stanęłam bezradnie w jednym miejscu, trochę dalej od tego szalonego tłumu i wpatrywałam się w blat.
- To chyba twoje – odezwał się głos.
Wyrwał mnie z zamyślenia i otworzył mój umysł na jeszcze jeden zapach. Popatrzyłam na wyciągniętą do mnie rękę, w której widniało opakowanie tak dobrze znanych mi tabletek.
Cholera.
Zadzwoniłam jeszcze szybko do Ethana.
- Dzwoniłeś do Clarka? – rzuciłam bez zbędnych przywitań.
- Hę?
- Żeby mu powiedzieć, że dzisiaj przyjdę. Żeby miał wszystko przygotowane. Nie chcę mu tłumaczyć wszystkiego w tym cholernym klubie, za dużo świadków. Chcę to mieć szybko z głowy.
- A tak, tak. Już dzwonie.
- Pośpiesz się.
Rozłączyłam się. Byłam trochę zła. Jeszcze ten sms. Chodziłam w jedną i w drugą i cała się trzęsłam. Na dzisiaj nie starczyło mi już leków, dlatego tak ważne jest uzyskanie ich tego wieczoru.
Po chwili zadzwonił do mnie Ethan.
- Czego?
- Clark powiedział, że twoje leki będą u barmana. Powiedz, ze Clark zostawił tam dla ciebie paczkę. Nie musisz brać pieniędzy. Ściągnął opłatę z twojego konta.
Rozłączyłam się i zaczęłam przekładać kasę z podręcznej torebki do walizki. Trochę roztrzęsiona z powodu braku leków, zamknęłam drzwi od pokoju i udałam się do windy. Zjechałam na sam dół i wychodząc zauważyłam Jace’a. Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie i niemal wybiegłam z hotelu.
Kiedy dotarłam do Candy, już od progu przywitał mnie odór alkoholu, dym papierosowy, głośna muzyka i oślepiające światła. Brawo Clark. Najwyraźniej facet coś myśli, przynajmniej.
Przekroczyłam próg, nawet nie zdając sobie sprawy jak niepewnie kroczyła. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Na szczęście bar był widoczny mimo różnych, denerwująco mrugających świecidełek. Przystanęłam na chwilę by ochłonąć i już po kilkunastu sekundach, szłam pewnie przez klub. Prócz barmana, przy barze widziałam tylko jakiegoś chłopaka. Cała reszta bawiła się na parkiecie czy robiła Bóg wie co w innych częściach budynku. W rogu, w otoczeniu masy napalonych lasek, które najprawdopodobniej nie mają nic lepszego do roboty, albo… dobra, nieważne, zauważyłam Clarka. On też mnie zauważył.
- Sherean – próbował przekrzyczeć muzykę tym swoim aroganckim głosem.
Może i miał w ch… dużo kasy, ale niech nie zapomina, że taką władzę to i ja posiadam.
- John – jak dla mnie, jego imię dziwnie brzmiało. Bardziej pasowało po prostu Clark.
- Ostatnia dawka?
- Nareszcie – powiedziałam z ulgą i moja twarz przyjęła na siebie zadowolony uśmieszek. – Już nie będę musiała nigdy więcej dobijać z tobą targu – cmoknęłam powietrze i ruszyłam pewnym krokiem we wcześniej obrany kierunek.
Oparłam się o blat i jak na moje nieszczęście pełno spoconych, obrzydliwych typów i kilka ‘prawie’ ubranych dziewczyn, zwaliła się barmanowi na głowę. Bezskutecznie go wołałam. Kilka razy przeszłam w te i na zad, ale to nic nie dało. Uznałam to za zrządzenie losu. Poczułam już od dawna prześladujący mnie ból w klatce piersiowej. Niedostarczanie leków dawało o sobie znać. Mój kochany, nie do końca funkcjonujący tak jak trzeba organizm i ta cała mieszanina potu, alkoholu i dymu, to nie to co mi pomaga. Fakt, czasem sama doprowadzam się do stanu, do którego zdecydowanie nie powinnam dopuścić w mojej sytuacji, ale kto powiedział, że jestem rozsądna? Na szczęście nikt tak nie sądzi i nie jestem do niczego zobowiązana, choć i tak pewnie zrobiłabym to co chce. Stanęłam bezradnie w jednym miejscu, trochę dalej od tego szalonego tłumu i wpatrywałam się w blat.
- To chyba twoje – odezwał się głos.
Wyrwał mnie z zamyślenia i otworzył mój umysł na jeszcze jeden zapach. Popatrzyłam na wyciągniętą do mnie rękę, w której widniało opakowanie tak dobrze znanych mi tabletek.
Cholera.
Hej!
Nie było mnie dość długo i najprawdopodobniej znowu będzie spora przerwa. Do końca października mam zawalone konkursami i ledwie co wyrabiam z lekcjami. Na prawdę Was przepraszam, mi też brakuje pisania, ale nie mam kiedy stworzyć rozdziału. Będziecie najlepszymi czytelnikami na świecie, jeśli się na mnie nie obrazicie i nadal ze mną pozostaniecie.
Mimo wszystko, pamiętajcie, że Was kocham.
A tak z innej paki: jak Wam się rozdział podobał?
Ciekawie? A może wręcz przeciwnie?
Piszcie w komentarzach, bo przecież tak jak zawsze...
Mimo wszystko, pamiętajcie, że Was kocham.
A tak z innej paki: jak Wam się rozdział podobał?
Ciekawie? A może wręcz przeciwnie?
Piszcie w komentarzach, bo przecież tak jak zawsze...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Buziaki
Candice
PS. Może niedługo pojawi się oneshot, którego pomysładowczyniami są Jas i Stella. Ja tylko go przyozdobiłam ;)
hah...am ten sam problem co ty :/ Początek roku, a tyle lekcji. Rozdział dsgflsgfwgfwe *_*
OdpowiedzUsuńGłoptas. To oczywiste że z Tobą zostanę. nie wiesz jaką frajdę dają mi Twoje rozdziały. strasznie się stęskniłam a ten rozdział jest poprostu adsghfjcxhdj kocham kocham kocham i czekam co będzie dalej xx
OdpowiedzUsuńps. na pewno wsxystko się ułoży w szkole. powodzenia <3
Awww my też Cię bardzo kochamy;**** Rozdział strasznie mi się podoba!!! I jak możesz myśleć że Cię zostawimy ?
OdpowiedzUsuńKocham to <3
OdpowiedzUsuń