Sherean`s POV
Patrzyłam się
ślepo to na niego, to na pojemnik z tabletkami w jego ręku. Przez chwilę nie
mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Wpadłam w panikę, która szybko przerodziła
się w gniew.
- Oddaj to! - wyciągnęłam do niego dłoń, by złapać swoją własność.
Niestety mój niski wzrost niczego nie ułatwiał. Wystarczyło, że podniósł rękę wyżej i już nie miałam dostępu do pakunku.
- Jake wie? - spytał beznamiętnie.
Spojrzałam na niego jeszcze bardziej gniewnie.
- Ani jemu, ani tobie, nic do tego! - krzyknęłam i zaczęłam się szarpać, byle tylko dostać tabletki.
Justin niewiele sobie z tego zrobił i z zaciekawieniem, jakby nigdy nic, zaczął czytać etykietkę.
- `Na niewydolności i inne schorzenia narządu serca`- przeczytał, a mi świeczki stanęły w oczach. Wyglądało na to, że wcześniej nie zagłębiał się w wydrukowane, drobne literki.
Spojrzał na mnie jakby nie dotarły do niego słowa.
- Czego się tak patrzysz?! - powiedziałam ze łzami w oczach.
Nie chciałam by ktokolwiek wiedział. A w szczególności on, choć sama nie wiem czemu tak się przejmuję. Jakby od tego zależało to, jak mnie będą traktować. W sumie tak właśnie jest. Patrzyli by na mnie jak na trędowatą, już nie wzbudzałabym w nich obaw, chyba że byliby na tyle głupi, by myśleć, że można się tym zarazić.
Wykorzystałam chwilę dezorientacji Justina i wyrwałam mu leki.
Patrzył na mnie mocno zaskoczony, ale malował się w jego oczach też smutek, przerażenie i... litość. Tak, właśnie ta, której tak nienawidzę.
Patrzyłam na niego jeszcze chwilę. W końcu zacisnęłam usta w cienką linię, a dłonie w pięści.
Właściciel przerażająco pięknych, brązowych oczu, najwyraźniej chciał coś powiedzieć, bo już otwierał usta.
- Ja... - nie dokończył.
Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. A nawet jakbym chciała, to pewnie nic by z tego nie wyszło. Czułam w buzi słony smak łez. Nie wytrzymywałam. Posłałam mu ostatnie `groźne` spojrzenie mimo, że wiedziałam iż wyglądam żałośnie.
Zacisnęłam mocno dłoń na opakowaniu i pobiegłam w stronę wyjścia, chowając twarz za kotarą włosów. Poprzez ogłuszające dźwięki wydobywające się z głośników przebił się jeden donośny krzyk.
-Sherean! - odwróciłam się mimowolnie.
Musiałam wyglądać jeszcze gorzej niż przed chwilą, taka cała we łzach. Widziałam jak na mnie patrzy. Pełen poczucia winy.
Ten widok złamał mnie jeszcze bardziej. Czułam jak łzy pod powiekami pieką mnie niemiłosiernie. Nie mogłam tak dalej stać i patrzeć na niego. Odwróciłam się na pięcie i tym razem bez przystanków, wyszłam pośpiesznie z klubu. Stanęłam na zewnątrz. Przywitał mnie chłodny wiatr. Aż zadrżałam.
Czemu się tak przejmuję? Dotąd nie płakałam przez żadnego chłopaka, nie licząc Willa. Jak na zawołanie pojawił się w mojej głowie obraz czarnej trumny, który wywołał jeszcze większą fale łez.
Zdałam sobie sprawę, że nadal stoję przed klubem. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę hotelu. Nie oglądałam się za siebie, bo wiedziałam, że mogę tam znaleźć coś kazałoby mi wrócić, a tego nie chciałam.
- Oddaj to! - wyciągnęłam do niego dłoń, by złapać swoją własność.
Niestety mój niski wzrost niczego nie ułatwiał. Wystarczyło, że podniósł rękę wyżej i już nie miałam dostępu do pakunku.
- Jake wie? - spytał beznamiętnie.
Spojrzałam na niego jeszcze bardziej gniewnie.
- Ani jemu, ani tobie, nic do tego! - krzyknęłam i zaczęłam się szarpać, byle tylko dostać tabletki.
Justin niewiele sobie z tego zrobił i z zaciekawieniem, jakby nigdy nic, zaczął czytać etykietkę.
- `Na niewydolności i inne schorzenia narządu serca`- przeczytał, a mi świeczki stanęły w oczach. Wyglądało na to, że wcześniej nie zagłębiał się w wydrukowane, drobne literki.
Spojrzał na mnie jakby nie dotarły do niego słowa.
- Czego się tak patrzysz?! - powiedziałam ze łzami w oczach.
Nie chciałam by ktokolwiek wiedział. A w szczególności on, choć sama nie wiem czemu tak się przejmuję. Jakby od tego zależało to, jak mnie będą traktować. W sumie tak właśnie jest. Patrzyli by na mnie jak na trędowatą, już nie wzbudzałabym w nich obaw, chyba że byliby na tyle głupi, by myśleć, że można się tym zarazić.
Wykorzystałam chwilę dezorientacji Justina i wyrwałam mu leki.
Patrzył na mnie mocno zaskoczony, ale malował się w jego oczach też smutek, przerażenie i... litość. Tak, właśnie ta, której tak nienawidzę.
Patrzyłam na niego jeszcze chwilę. W końcu zacisnęłam usta w cienką linię, a dłonie w pięści.
Właściciel przerażająco pięknych, brązowych oczu, najwyraźniej chciał coś powiedzieć, bo już otwierał usta.
- Ja... - nie dokończył.
Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. A nawet jakbym chciała, to pewnie nic by z tego nie wyszło. Czułam w buzi słony smak łez. Nie wytrzymywałam. Posłałam mu ostatnie `groźne` spojrzenie mimo, że wiedziałam iż wyglądam żałośnie.
Zacisnęłam mocno dłoń na opakowaniu i pobiegłam w stronę wyjścia, chowając twarz za kotarą włosów. Poprzez ogłuszające dźwięki wydobywające się z głośników przebił się jeden donośny krzyk.
-Sherean! - odwróciłam się mimowolnie.
Musiałam wyglądać jeszcze gorzej niż przed chwilą, taka cała we łzach. Widziałam jak na mnie patrzy. Pełen poczucia winy.
Ten widok złamał mnie jeszcze bardziej. Czułam jak łzy pod powiekami pieką mnie niemiłosiernie. Nie mogłam tak dalej stać i patrzeć na niego. Odwróciłam się na pięcie i tym razem bez przystanków, wyszłam pośpiesznie z klubu. Stanęłam na zewnątrz. Przywitał mnie chłodny wiatr. Aż zadrżałam.
Czemu się tak przejmuję? Dotąd nie płakałam przez żadnego chłopaka, nie licząc Willa. Jak na zawołanie pojawił się w mojej głowie obraz czarnej trumny, który wywołał jeszcze większą fale łez.
Zdałam sobie sprawę, że nadal stoję przed klubem. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę hotelu. Nie oglądałam się za siebie, bo wiedziałam, że mogę tam znaleźć coś kazałoby mi wrócić, a tego nie chciałam.
Justin `s POV
Jak na złość ta
cała chmara ludzi powiększała się i powiększała nie dając mi przejść. Szedłem
najszybciej jak mogłem, ale niestety. Kiedy wyszedłem z klubu, jej już nie
było. Obejrzałem się po ulicy. Z jednej i drugiej strony otaczały mnie taksówki
i masa przechodniów. Gdzie mogła pójść!? W przypływie emocji mogła pojechać
gdzieś taryfą, przynajmniej ja bym tak zrobił.
Zdecydowałem się jednak pójść najbardziej przewidywalne miejsce. Do hotelu.
Biegłem. Bo co miałem zrobić? Przynajmniej w ten sposób powiększałem swoje szansę na dogonienie jej. Coś tak czuję, że do pokoju mnie nie będzie chciała wpuścić. Co mi strzeliło do głowy by zwinąć z baru te tabletki?! Dobra, to jeszcze pół biedy. Po przeczytaniu etykietki, zobaczyłem jak jej oczy się przeszkliły. To mnie złamało. Wtedy zrozumiałem swój błąd. Nie mam pojęcia dlaczego aż tak się tym przejęła, ale pewnie zrobił bym podobnie, gdyby jakiś praktycznie obcy koleś odkrył, że jestem chory. Gdy się odwróciła na dźwięk swojego imienia, zobaczyłem jej łzy. Jakąś część mnie chciała podejść i zatrzeć je z jej policzków. Ale tego nie zrobiłem. Chciałem to wszystko naprawić. Chyba po raz pierwszy w życiu, czułem potrzebę naprawiania tak krótkiej znajomości.
Byłem z mnóstwem dziewczyn, a moje związki psuły się dopiero po seksie. Nie wiem dlaczego, ale zakochiwałem się zawsze w dziwkach, które chciały tylko jednego. Może i nie wyglądam na takiego, ale chciałem czegoś więcej. Mimo to, że zawsze coś szło nie tak jak trzeba.
Sherean wydawała się być inna. Nawet Jazzy tak uważa. Może to właśnie ona? Choć za każdym razem zadawałem sobie to pytanie, to nadal wierzyłem, że może się udać. Jednak faceci mają przesrane, kiedy posiadają uczucia. Pamiętam, że któregoś dnia chciałem wyłączyć emocje, tak jak większość, lecz mojej siostrze się to nie spodobało. Nie wiem czemu mi nie pozwoliła tego zrobić. To co dzieje się ze mną teraz, wcale nie jest lepsze. Przynajmniej ja tak sądzę.
Zdecydowałem się jednak pójść najbardziej przewidywalne miejsce. Do hotelu.
Biegłem. Bo co miałem zrobić? Przynajmniej w ten sposób powiększałem swoje szansę na dogonienie jej. Coś tak czuję, że do pokoju mnie nie będzie chciała wpuścić. Co mi strzeliło do głowy by zwinąć z baru te tabletki?! Dobra, to jeszcze pół biedy. Po przeczytaniu etykietki, zobaczyłem jak jej oczy się przeszkliły. To mnie złamało. Wtedy zrozumiałem swój błąd. Nie mam pojęcia dlaczego aż tak się tym przejęła, ale pewnie zrobił bym podobnie, gdyby jakiś praktycznie obcy koleś odkrył, że jestem chory. Gdy się odwróciła na dźwięk swojego imienia, zobaczyłem jej łzy. Jakąś część mnie chciała podejść i zatrzeć je z jej policzków. Ale tego nie zrobiłem. Chciałem to wszystko naprawić. Chyba po raz pierwszy w życiu, czułem potrzebę naprawiania tak krótkiej znajomości.
Byłem z mnóstwem dziewczyn, a moje związki psuły się dopiero po seksie. Nie wiem dlaczego, ale zakochiwałem się zawsze w dziwkach, które chciały tylko jednego. Może i nie wyglądam na takiego, ale chciałem czegoś więcej. Mimo to, że zawsze coś szło nie tak jak trzeba.
Sherean wydawała się być inna. Nawet Jazzy tak uważa. Może to właśnie ona? Choć za każdym razem zadawałem sobie to pytanie, to nadal wierzyłem, że może się udać. Jednak faceci mają przesrane, kiedy posiadają uczucia. Pamiętam, że któregoś dnia chciałem wyłączyć emocje, tak jak większość, lecz mojej siostrze się to nie spodobało. Nie wiem czemu mi nie pozwoliła tego zrobić. To co dzieje się ze mną teraz, wcale nie jest lepsze. Przynajmniej ja tak sądzę.
Sherean’s POV
Wbiegłam do
hotelu. No tak, najbardziej przewidywalne miejsce w Vegas. Jeśli faktycznie poszedł
za mną, na pewno się tu zjawi. Ale teraz mnie to nie obchodziło. Szłam szybko,
ukradkiem ocierając łzy. Na szczęście winda była pusta. Mogłam więc spokojnie
czekać aż zatrzyma się na odpowiednim piętrze i powstrzymywać łzy.
Roztrzęsionymi rękami otworzyłam drzwi i szybko je za sobą zatrzaskując. Zjechałam po nich plecami zatrzymując się na podłodze. Oparłam łokieć o kolano, a czoło o wnętrze dłoni i zaczęłam płakać. Nie powstrzymywałam łez. Wiedziałam, że cały makijaż diabli wzięli, ale miałam to gdzieś. Wzięłam do wolnej ręki plastikową buteleczkę z lekami.
- Kurwa! – mruknęłam ze złością i cisnęłam nią przez pokój.
Podparłam głowę obiema rękami i zadręczałam się swoimi własnymi myślami. Wciąż sobie wyobrażałam oczy Justina pełne litości, której wręcz nie znoszę. Tak, ta dziewczyna, która straciła rodziców i chłopaka doznała już wystarczająco dużo litości. Przez ostatnie parę lat nie pozwalałam sobie na nią. Ludzie patrząc na mnie mieli czuć:
a) zazdrość
b) pożądanie
c) strach
Innych opcji nie było. Wiedziałam, że to ma swoje złe strony, ale odkąd przeszłam depresję już nie było odwrotu.
Brakuje mi tych silnych ramion, które mnie obejmują kiedy się boję czy najzwyczajniej jest mi zimno. Brakuje mi czułości, na którą sobie nie pozwalam ‘za karę’. Jestem masochistką, która odmawia sobie czułości i emocji, które były ważną częścią jej życia. Jestem masochistką, która mieszka w cholernie wielkim domu tylko po to, by w każdym jego kącie dostrzegać zmarłych bliskich i cierpieć jeszcze bardziej.
Kiedyś nawet próbowałam spotkania trzeciego stopnia z ostrzem żyletki, ale nie miałam tyle siły. Marzę, by pewnego dnia wziąć się w garść i to zrobić. Wtedy byłoby łatwiej.
Jednak jakaś buntownicza część mnie, która nie chce się zmienić i z którą wciąż walczę, ma nadzieję, że mimo wszystko znajdę kogoś, dla którego nie będę chciała odejść. Że to on zatrzyma mnie na świecie.
Spoglądając na każdego chłopaka mam nadzieję, że to właśnie on. Bawię się nim myśląc, że to pomoże, ale potem zdaję sobie sprawę, że to nie to i ponownie zachowuję się jak suka.
Historia lubi się powtarzać.
Żaden mnie nie znał. Nie pozwalałam na to. Nie ważne jak bardzo się starał. Nie wiedzieli, że jestem chora. Widząc mnie jak łykam tabletki myśleli, że ćpam. Dlaczego? Bo sprzedaję to gówno?!
A teraz w moim życiu pojawia się taki cholernie irytujący Justin, który po kilku dniach znajomości wie o mnie więcej niż reszta po kilku miesiącach.
Nie wiem jak wy byście się zachowali na moim miejscu, ale ja jestem wkurzona. Za łatwo mu idzie. Nie pozwolę mu na to więcej.
Jednak ta ‘buntownicza ja’ (taa, cała reszta powiedziałaby, że to jedyna część mnie, której nie dotknął mój bunt) wierzy, że to on coś we mnie zmieni.
Ale stwierdziłam, że ją oleję. Zawsze tak mówi…
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie. Serce mi zamarło.
Roztrzęsionymi rękami otworzyłam drzwi i szybko je za sobą zatrzaskując. Zjechałam po nich plecami zatrzymując się na podłodze. Oparłam łokieć o kolano, a czoło o wnętrze dłoni i zaczęłam płakać. Nie powstrzymywałam łez. Wiedziałam, że cały makijaż diabli wzięli, ale miałam to gdzieś. Wzięłam do wolnej ręki plastikową buteleczkę z lekami.
- Kurwa! – mruknęłam ze złością i cisnęłam nią przez pokój.
Podparłam głowę obiema rękami i zadręczałam się swoimi własnymi myślami. Wciąż sobie wyobrażałam oczy Justina pełne litości, której wręcz nie znoszę. Tak, ta dziewczyna, która straciła rodziców i chłopaka doznała już wystarczająco dużo litości. Przez ostatnie parę lat nie pozwalałam sobie na nią. Ludzie patrząc na mnie mieli czuć:
a) zazdrość
b) pożądanie
c) strach
Innych opcji nie było. Wiedziałam, że to ma swoje złe strony, ale odkąd przeszłam depresję już nie było odwrotu.
Brakuje mi tych silnych ramion, które mnie obejmują kiedy się boję czy najzwyczajniej jest mi zimno. Brakuje mi czułości, na którą sobie nie pozwalam ‘za karę’. Jestem masochistką, która odmawia sobie czułości i emocji, które były ważną częścią jej życia. Jestem masochistką, która mieszka w cholernie wielkim domu tylko po to, by w każdym jego kącie dostrzegać zmarłych bliskich i cierpieć jeszcze bardziej.
Kiedyś nawet próbowałam spotkania trzeciego stopnia z ostrzem żyletki, ale nie miałam tyle siły. Marzę, by pewnego dnia wziąć się w garść i to zrobić. Wtedy byłoby łatwiej.
Jednak jakaś buntownicza część mnie, która nie chce się zmienić i z którą wciąż walczę, ma nadzieję, że mimo wszystko znajdę kogoś, dla którego nie będę chciała odejść. Że to on zatrzyma mnie na świecie.
Spoglądając na każdego chłopaka mam nadzieję, że to właśnie on. Bawię się nim myśląc, że to pomoże, ale potem zdaję sobie sprawę, że to nie to i ponownie zachowuję się jak suka.
Historia lubi się powtarzać.
Żaden mnie nie znał. Nie pozwalałam na to. Nie ważne jak bardzo się starał. Nie wiedzieli, że jestem chora. Widząc mnie jak łykam tabletki myśleli, że ćpam. Dlaczego? Bo sprzedaję to gówno?!
A teraz w moim życiu pojawia się taki cholernie irytujący Justin, który po kilku dniach znajomości wie o mnie więcej niż reszta po kilku miesiącach.
Nie wiem jak wy byście się zachowali na moim miejscu, ale ja jestem wkurzona. Za łatwo mu idzie. Nie pozwolę mu na to więcej.
Jednak ta ‘buntownicza ja’ (taa, cała reszta powiedziałaby, że to jedyna część mnie, której nie dotknął mój bunt) wierzy, że to on coś we mnie zmieni.
Ale stwierdziłam, że ją oleję. Zawsze tak mówi…
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie. Serce mi zamarło.
Hej!
Wiem, że nie było mnie długo i niestety jeszcze trochę tak pobędzie. No cóż... ale na prawdę w tym momencie nie daję rady, a nie chcę pisać z przymusu, bo wyszłoby beznadziejnie + nie mam siły ani czasu.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną.
Kocham Was x.
i oczywiście...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Wiem, że nie było mnie długo i niestety jeszcze trochę tak pobędzie. No cóż... ale na prawdę w tym momencie nie daję rady, a nie chcę pisać z przymusu, bo wyszłoby beznadziejnie + nie mam siły ani czasu.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną.
Kocham Was x.
i oczywiście...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
BuziakiCandice