Justin’s POV
Tupię
niecierpliwie nogą, czekając aż winda wjedzie na odpowiednie piętro. Kolejne
cyferki podświetlają się irytująco wolno. Taki cały zdenerwowany myślałem, że
eksploduję.
Nareszcie! Drzwi się otworzyły. Idę dobrze mi znanym korytarzem. Przecież byłem tu nie tak dawno. Jeszcze tylko jeden zakręt.
Zamarłem. Nie tego oczekiwałem. Nie chciałem się czuć tak jak czułem się w tej chwili. Nawet nie myślałem, że znajdę ją w objęciach jakiegoś gościa. Jak dobrze sądzę, to jeden z obsługi. Ogarnął mnie nieopanowany gniew. Stałem z zaciśniętymi pięściami oraz szczęką. Ten chłopak, tak zwyczajnie ją obejmował, a ta wtulała się w niego bez protestów. Co ma on, czego ja nie mam? Czemu do mnie nie potrafi się tak przytulić? Byłem sam na siebie zły, że takie myśli chodzą mi po głowie. Nagle dostrzegłem na jej twarzy ślady po tuszu. Ślady łez. Płakała. Przeze mnie.
Sherean płakała przeze mnie, a ten koleś ją pocieszał. Jak myślicie, kogo wybierze?
Ta myśl jednocześnie mnie smuciła i rozpalała do białej gorączki. Ale się nie ruszyłem. Ani nie podszedłem do nich, ani się nie wycofałem. Nie mogłem.
Nareszcie! Drzwi się otworzyły. Idę dobrze mi znanym korytarzem. Przecież byłem tu nie tak dawno. Jeszcze tylko jeden zakręt.
Zamarłem. Nie tego oczekiwałem. Nie chciałem się czuć tak jak czułem się w tej chwili. Nawet nie myślałem, że znajdę ją w objęciach jakiegoś gościa. Jak dobrze sądzę, to jeden z obsługi. Ogarnął mnie nieopanowany gniew. Stałem z zaciśniętymi pięściami oraz szczęką. Ten chłopak, tak zwyczajnie ją obejmował, a ta wtulała się w niego bez protestów. Co ma on, czego ja nie mam? Czemu do mnie nie potrafi się tak przytulić? Byłem sam na siebie zły, że takie myśli chodzą mi po głowie. Nagle dostrzegłem na jej twarzy ślady po tuszu. Ślady łez. Płakała. Przeze mnie.
Sherean płakała przeze mnie, a ten koleś ją pocieszał. Jak myślicie, kogo wybierze?
Ta myśl jednocześnie mnie smuciła i rozpalała do białej gorączki. Ale się nie ruszyłem. Ani nie podszedłem do nich, ani się nie wycofałem. Nie mogłem.
Sherean’s POV
Znalazłam u
niego pocieszenie, ale to nie w tym miejscu chciałam być. Nawet sama nie
wiedziałam czego dokładnie chcę. To chyba odwieczny problem kobiety.
Stałam tak wtulona w niego. Przytulił mnie. To źle? Nie odepchnęłam go, bo zwyczajnie nie miałam siły. Miałam wrażenie, że jedynie dzięki Jace’owi trzymam się na nogach. Łzy przestały płynąć. Ale raczej mój nastrój się nie zmienił. Zamknęłam oczy. Przynajmniej teraz miałam pewność, że słony płyn znów nie zagości na moich policzkach. Czułam jak jego klatka piersiowa unosi się miarowo przy oddychaniu. Co chwila pociągałam nosem. Tak, bardzo kobiece…
Usłyszałam kroki, ale nie podniosłam wzroku ani nie zmieniłam pozycji. Nie miałam zamiaru z nikim się konfrontować.
Kroki ucichły.
Po chwili odezwała się ta cholerna krótkofalówka czy jak to gówno się nazywa i jakiś stanowczy kobiecy głos kazał Jace’owi wracać do recepcji. W tych momentach doceniam, że moja praca polega na czymś zupełnie innym.
Chłopak westchnął i delikatnie rozluźnił ramiona. To był dla mnie znak, by znów stanąć na całych stopach (tak, mój niski wzrost kazał mi stać na palcach).
Leniwie otworzyłam oczy i wpatrując się w czubki swoich butów, starałam się nie patrzeć w jego oczy.
- Dziękuję – wymamrotałam pod nosem.
Nie wiem co mi odpowiedział, ale chyba się na mnie nawet nie patrzył. Odszedł i wyczułam w nim delikatne zmieszanie. Zabawne, że to aż tak widać.
Stałam tak jeszcze przez chwilę, z rękami w tylnych kieszeniach czarnych leginsów, wpatrując się w podłogę.
Westchnęłam głęboko i tak samo leniwie jak wcześniej otwierałam oczy, podniosłam wzrok i się odwróciłam. Kątem oka zauważyłam postać stojącą, no nie wiem… 3 metry ode mnie?
Zatrzymałam rękę w połowie drogi do klamki.
Przymknęłam oczy na chwilę i przełknęłam wielką gulę w gardle. Nie…
Spojrzałam w jego stronę. Tak to zdecydowanie On.
Jedyny chłopak, który jakkolwiek na mnie wpływał. Nawet nie wiem czy Will potrafił tak silnie na mnie działać. Właśnie… Will.
Nowa partia łez przedostała się do moich oczu.
Obraz Justina mi się rozmazał. Jego wcześniejsza mina pomiędzy złym a zawiedzionym, zmieniła się na poczucie winy. O ile dobrze obserwuje przez załzawione oczy.
Nogi się pode mną ugięły. Ale złapałam się klamki. Jakie było moje szczęście, że drzwi nie zdążyły się otworzyć. Widziałam, że odruchowo ruszył w moją stronę, ale zatrzymał się w półkroku z wyciągniętą w moją stronę ręką.
Spojrzałam na niego i od razu pożałowałam. Aż mnie oczy zapiekły.
Justin widząc to, złamał się. Jego mina, która jeszcze przez chwilą posiadała śladowe ilości gniewu, złagodniała momentalnie.
Widok płaczącej mnie najwyraźniej go zmiękczał. W sumie nie wiem czy działam tak na wszystkich, bo mało kto mnie widział płaczącą. No dobra, płaczącą w ‘ten’ sposób.
Stałam tak wtulona w niego. Przytulił mnie. To źle? Nie odepchnęłam go, bo zwyczajnie nie miałam siły. Miałam wrażenie, że jedynie dzięki Jace’owi trzymam się na nogach. Łzy przestały płynąć. Ale raczej mój nastrój się nie zmienił. Zamknęłam oczy. Przynajmniej teraz miałam pewność, że słony płyn znów nie zagości na moich policzkach. Czułam jak jego klatka piersiowa unosi się miarowo przy oddychaniu. Co chwila pociągałam nosem. Tak, bardzo kobiece…
Usłyszałam kroki, ale nie podniosłam wzroku ani nie zmieniłam pozycji. Nie miałam zamiaru z nikim się konfrontować.
Kroki ucichły.
Po chwili odezwała się ta cholerna krótkofalówka czy jak to gówno się nazywa i jakiś stanowczy kobiecy głos kazał Jace’owi wracać do recepcji. W tych momentach doceniam, że moja praca polega na czymś zupełnie innym.
Chłopak westchnął i delikatnie rozluźnił ramiona. To był dla mnie znak, by znów stanąć na całych stopach (tak, mój niski wzrost kazał mi stać na palcach).
Leniwie otworzyłam oczy i wpatrując się w czubki swoich butów, starałam się nie patrzeć w jego oczy.
- Dziękuję – wymamrotałam pod nosem.
Nie wiem co mi odpowiedział, ale chyba się na mnie nawet nie patrzył. Odszedł i wyczułam w nim delikatne zmieszanie. Zabawne, że to aż tak widać.
Stałam tak jeszcze przez chwilę, z rękami w tylnych kieszeniach czarnych leginsów, wpatrując się w podłogę.
Westchnęłam głęboko i tak samo leniwie jak wcześniej otwierałam oczy, podniosłam wzrok i się odwróciłam. Kątem oka zauważyłam postać stojącą, no nie wiem… 3 metry ode mnie?
Zatrzymałam rękę w połowie drogi do klamki.
Przymknęłam oczy na chwilę i przełknęłam wielką gulę w gardle. Nie…
Spojrzałam w jego stronę. Tak to zdecydowanie On.
Jedyny chłopak, który jakkolwiek na mnie wpływał. Nawet nie wiem czy Will potrafił tak silnie na mnie działać. Właśnie… Will.
Nowa partia łez przedostała się do moich oczu.
Obraz Justina mi się rozmazał. Jego wcześniejsza mina pomiędzy złym a zawiedzionym, zmieniła się na poczucie winy. O ile dobrze obserwuje przez załzawione oczy.
Nogi się pode mną ugięły. Ale złapałam się klamki. Jakie było moje szczęście, że drzwi nie zdążyły się otworzyć. Widziałam, że odruchowo ruszył w moją stronę, ale zatrzymał się w półkroku z wyciągniętą w moją stronę ręką.
Spojrzałam na niego i od razu pożałowałam. Aż mnie oczy zapiekły.
Justin widząc to, złamał się. Jego mina, która jeszcze przez chwilą posiadała śladowe ilości gniewu, złagodniała momentalnie.
Widok płaczącej mnie najwyraźniej go zmiękczał. W sumie nie wiem czy działam tak na wszystkich, bo mało kto mnie widział płaczącą. No dobra, płaczącą w ‘ten’ sposób.
Justin’s POV
No i znowu
płacze. Znowu przeze mnie. A ja nie mam pojęcia co mam z tym zrobić.
Zatrzymałem się w pół kroku. Miałem wrażenie, że zadrżała jak tylko się
poruszyłem. Aż tak to wszystko ją dotknęło?
Jej płacz się nasilał, ale już na mnie nie patrzyła. Wyglądało na to, że nie byłem jedynym powodem jej łez. A może jednak? Tak czy inaczej, to nie zmniejszało mojego poczucia winy. Patrzyłem na nią, coraz bardziej na siebie zły.
Ta bezsilność…
W końcu dałem się ponieść emocjom. Albo teraz albo nigdy. Może faktycznie za szybko się wkręcam? Może i Sherean jest wyjątkowa, ale nie dla mnie? A może jest wyjątkowa, ale nie na ten sposób na jaki myślałem? W sumie nie pytałem o to Jazzy. Może powinienem.
Postawiłem pierwszy krok w jej stronę. Lekko chwiejny, ale cóż. Nie zadrżała. To dobrze.
Pokonałem parę kolejnych kroków i już nasze ciała dzieliło parę centymetrów. Zdążyła tylko na mnie spojrzeć, a ja otuliłem ją ramionami.
- Przestań – wymamrotała, ale nie puściłem.
Już nie potrafiłem. Miałem wrażenie, że kiedy ją puszczę, wszystko będzie stracone.
Opierała głowę o moją klatkę piersiową, a dłonie trzymała po obu jej stronach. Można by było myśleć, że chce mnie odepchnąć, jednak – jakby nadal się namyślała – nie używała siły.
- Nie dotykaj mnie – rozległo się jakby automatycznie, ale bez przekonania.
A przynajmniej mnie nie przekonało.
Staliśmy tak nawet nie wiem ile. Po jakimś czasie poczułem jak moja koszulka zrobiła się odrobinę wilgotna. Ale to nic. Teraz ja – tak jak ten służący – miałem ją w ramionach. Próbowałem napawać się tą chwilą i nie pozwalać jej się skończyć.
Słuchałem jej cichy protestów, bez krzty przekonania, jeszcze parę minut. Potem i one ucichły. Słychać było jedynie jej pociąganie nosem, które z czasem również ustało. Mimowolnie zacząłem się kołysać, jakbym chciał ją uśpić na stojąco.
- Ciii… - próbowałem ją uspokoić, gdy znowu załkała.
Poruszyła się. Chciała się uwolnić z uścisku. Nie spodobało mi się – to fakt, ale nie mogłem jej trzymać w nieskończoność. Po chwili protestów, puściłem ją.
- Musisz już iść – stwierdziła krótko.
Brzmiała tak, jakby chciała przywołać ‘starą’ Sherean, której nie warto się sprzeciwiać. Mimo, iż wiedziałem, że teraz jest na skraju załamania – co było dla mnie nie do końca zrozumiałe mając na uwadze tak błahy powód – wiedziałem, że muszę jej posłuchać.
Nie chciałem stąd iść, ale musiałem. Chciałem przynajmniej coś zrobić zanim odejdę.
Jej płacz się nasilał, ale już na mnie nie patrzyła. Wyglądało na to, że nie byłem jedynym powodem jej łez. A może jednak? Tak czy inaczej, to nie zmniejszało mojego poczucia winy. Patrzyłem na nią, coraz bardziej na siebie zły.
Ta bezsilność…
W końcu dałem się ponieść emocjom. Albo teraz albo nigdy. Może faktycznie za szybko się wkręcam? Może i Sherean jest wyjątkowa, ale nie dla mnie? A może jest wyjątkowa, ale nie na ten sposób na jaki myślałem? W sumie nie pytałem o to Jazzy. Może powinienem.
Postawiłem pierwszy krok w jej stronę. Lekko chwiejny, ale cóż. Nie zadrżała. To dobrze.
Pokonałem parę kolejnych kroków i już nasze ciała dzieliło parę centymetrów. Zdążyła tylko na mnie spojrzeć, a ja otuliłem ją ramionami.
- Przestań – wymamrotała, ale nie puściłem.
Już nie potrafiłem. Miałem wrażenie, że kiedy ją puszczę, wszystko będzie stracone.
Opierała głowę o moją klatkę piersiową, a dłonie trzymała po obu jej stronach. Można by było myśleć, że chce mnie odepchnąć, jednak – jakby nadal się namyślała – nie używała siły.
- Nie dotykaj mnie – rozległo się jakby automatycznie, ale bez przekonania.
A przynajmniej mnie nie przekonało.
Staliśmy tak nawet nie wiem ile. Po jakimś czasie poczułem jak moja koszulka zrobiła się odrobinę wilgotna. Ale to nic. Teraz ja – tak jak ten służący – miałem ją w ramionach. Próbowałem napawać się tą chwilą i nie pozwalać jej się skończyć.
Słuchałem jej cichy protestów, bez krzty przekonania, jeszcze parę minut. Potem i one ucichły. Słychać było jedynie jej pociąganie nosem, które z czasem również ustało. Mimowolnie zacząłem się kołysać, jakbym chciał ją uśpić na stojąco.
- Ciii… - próbowałem ją uspokoić, gdy znowu załkała.
Poruszyła się. Chciała się uwolnić z uścisku. Nie spodobało mi się – to fakt, ale nie mogłem jej trzymać w nieskończoność. Po chwili protestów, puściłem ją.
- Musisz już iść – stwierdziła krótko.
Brzmiała tak, jakby chciała przywołać ‘starą’ Sherean, której nie warto się sprzeciwiać. Mimo, iż wiedziałem, że teraz jest na skraju załamania – co było dla mnie nie do końca zrozumiałe mając na uwadze tak błahy powód – wiedziałem, że muszę jej posłuchać.
Nie chciałem stąd iść, ale musiałem. Chciałem przynajmniej coś zrobić zanim odejdę.
Przepraszam Was strasznie, że rozdziały dodaję tak sporadycznie, ale nie mam czasu żeby je pisać. Na prawdę. A jeśli będę je wymuszać to będą jeszcze bardziej beznadziejne niż są.
Na prawdę przepraszam. Mam nadzieję, że się podobało i chcę z całego mojego serduszka podziękować tym, co nadal ze mną są ♥
no i oczywiście
Na prawdę przepraszam. Mam nadzieję, że się podobało i chcę z całego mojego serduszka podziękować tym, co nadal ze mną są ♥
no i oczywiście
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Buziaki
Buziaki
Candice
Jej popłakałam się! Kocham too poprostu ♥
OdpowiedzUsuńSwietne, nie moge sie doczekac kolejnego xx //@NoughtyButNice3
OdpowiedzUsuńRozdział jest taki toszeczkę smutny ale to nic. jest piękny. chciałabym aby komuś na mnie tak zależało jak Justinowi na Sherean. Kocham i będę cierpliwie czekać ♥
OdpowiedzUsuń